Pomoc duchowa

Świadectwa z XXIX oraz niepublikowane wcześniej świadectwa z TWU

NIEPUBLIKOWANE WCZEŚNIEJ ŚWIADECTWA Z POPRZEDNICH TWU

Świedactwa z XXIX TWU >>

O wieczorze uwielbienia słyszałam kilka lat wcześniej, ale dopiero XXVIII TWU był tym, na który skutecznie zachęciła mnie moja przyjaciółka. Przeżywałam trudny czas w małżeństwie i to z tą sprawą pokłoniłam się przed Panem wzywając pomocy dla mojego męża: o jego powrót duchowy do domu. Wcześniej dochodziło do tak drastycznych sytuacji w domu, że traciłam panowanie nad samą sobą. Wybuchałam niekontrolowaną złością i agresją na powtarzające się uczynki męża, które rujnowały nasze relacje. Gdy słuchałam świadectw, modlitw i wezwań prowadzącego, czułam coraz większy spokój. Tak dobrze mi było w tej bliskości, jaką dawała modlitwa, tak żywa, jak na TWU. Gdy ksiądz przemieszczał się po kościele z Najświętszym Sakramentem, tak bardzo zapragnęłam, by i mnie znalazł, choć przecież całym sercem modliłam się za męża i za nasze relacje. I poczułam coś, czego nie jestem w stanie opisać słowami. Moje ciało zaczęło drżeć tak intensywnie, że trudno mi było nad tym zapanować, a łzy kapały mi po policzkach. Poczułam wielki spokój, było mi z tym bardzo dobrze.

Wróciłam do domu i, ku mojemu zdziwieniu, bo przecież o to w ogóle nie prosiłam, Pan uzdrowił mnie z bólu kręgosłupa, który bardzo intensywnie dokuczał mi w ostatnim czasie, do tego stopnia, że zdarzyło się, że nie potrafiłam wstać z łóżka i musiałam stoczyć się z niego i przemieszczać się na czworaka.

To, co czuję od tamtego czasu, to siła i spokój. Znalazłam ukojenie w modlitwie różańcowej i to z jej mocą doznaję wielu cudów. Te cztery miesiące są chyba najbardziej intensywnym okresem w moim życiu. Doświadczam namacalnie obecności Boga w moim, naszym życiu. I choć relacje w naszym małżeństwie nadal są bardzo trudne i wydarzyło się bardzo wiele złego, to wszystko to przeplatane jest wielkimi łaskami i cudami. Cudem jest na przykład to, że mój mąż, choć do kościoła chodzi rzadko, a często zdarza mu się kpić z duchownych i praktyk Kościoła, zgodził się i wziął udział w 8-dniowych rekolekcjach zamkniętych. Przystąpił do spowiedzi generalnej, a także dał przekonać się do siły modlitwy różańcowej oraz uczestnictwa w Eucharystii. Wcześniej gorszył synów swoimi uwagami na temat Kościoła, teraz po rekolekcjach dał im piękne świadectwo walki dobra ze złem w chwili jego decyzji o przystąpieniu, po wielu latach, do spowiedzi. Zdarza nam się modlić razem, co kiedyś nie miało miejsca. A ja zyskałam spokój. Robię i mówię rzeczy, o które wcześniej bym się nie posądzała. Z powodu porywczości mojego charakteru, przypuszczalnie nasze małżeństwo już by nie istniało. Teraz mam siłę i spokój, by oddawać nasze życie Panu. By zawierzać Mu szczególnie te chwile, w których po ludzku nie mam siły. Nauczyłam się wołać: „Zajmij się tym, Panie!" I uczę się słuchać Pana.

Czasem czuję się w tym jeszcze bardzo nieporadna, ale wiem już, gdzie szukać pomocy. TWU będą już na stałe wpisane w moje plany, bo czuję wielką potrzebę takiego wzmacniania się w wierze. I ufam Panu, że poprowadzi mnie i mojego męża na drogę odnowy w miłości i kroczenia drogą sakramentalnej przysięgi. A jeśli inaczej potoczy się nasze życie, jeśli mój mąż nie skruszy lodu w swoim sercu i wybierze inną drogę, to jestem spokojna. Pan mnie przez to przeprowadzi. Chwała Panu!

Danuta, lat 45

 

W Tyskich Wieczorach Uwielbienia uczestniczyłam już kilka razy. Od 32 lat choruję na schizofrenię. Przez wiele lat było mi bardzo ciężko, a w ostatnim czasie dokuczały mi usztywnione mięśnie twarzy. Utrudniało mi to swobodne mówienie, na przykład podczas różańca w kościele nie nadążałam modlić się wraz z wszystkimi. Po Tyskim Wieczorze Uwielbienia czuję, że to napięcie mięśni twarzy ustąpiło. Mogę się swobodnie modlić, dużo lżej mi się żyje. Kiedy Pan Jezus patrzy na mnie, czuję się pod każdym względem lepiej. Mogę swobodnie pracować, a wcześniej musiałam się przymuszać do wszystkich domowych obowiązków. Teraz praca przychodzi mi z łatwością, z zadowoleniem wykonuję wszystkie czynności. Łatwiej jest mi też mówić. Nadążam modlić się ze wszystkimi na Mszy świętej, nie sprawia mi to trudności, z czego się bardzo cieszę. Fizycznie i psychicznie czuję się znakomicie. Za każdym razem, gdy jestem na Tyskim Wieczorze Uwielbienia, doznaję nowych łask uzdrowienia na ciele i duszy. Za każdym razem czuję się coraz lepiej fizycznie i psychicznie. A to lżej mi się mówi, a to poprawia mi się wzrok, to znów na sercu czuję się lepiej. Za to wszystko dziękuję Ci Panie Boże. Chwała Panu!

Czesława, lat 60

 

Bardzo cieszyłam się z XXVIII TWU. Czułam wewnętrzny pokój. Modliłam się za siebie, za bliskich (między innymi za mamę) i za innych ludzi w kościele. I to dawało mi dużo radości. Moja mama też się cieszyła, że na nim była. Na modlitwie było poruszonych dużo problemów, z którymi się zmagała od lat, na przykład od wielu lat wyrzucała sobie, że za mało troszczyła się o moich dwóch starszych braci, kiedy byli małymi dziećmi. Na modlitwie padły słowa, że Jezus zwraca się do tych właśnie matek, że On dopełniał swoją miłością to, czego nie wypełniły one, i że modlitwa matek za dzieci nie jest Mu obojętna. A moja mama dużo się za nas modli. Te słowa były ważne nie tylko dla mamy, ale również dla mnie. To tylko jeden przykład. Moja mama powiedziała też, że ustąpiła jej sztywność mięśni w obrębie jamy ustnej. Ona bierze od wielu lat leki, które mają takie działanie uboczne. Ta sztywność mięśni w tym miejscu utrudniała jej swobodną mowę, na przykład różaniec w kościele odmawiała po cichu, bo nie nadążała za innymi ludźmi. Podobnie w rozmowie krępowało ją, że powoli mówi i trudno ją zrozumieć. Po modlitwie powiedziała, że ta sztywność mięśni jej ustąpiła. Ja też zauważyłam, że mówi szybciej i swobodniej niż było to wcześniej. Chwała Panu!

Barbara, lat 32

 

Na początku chciałbym wrócić do chyba XXI Tyskiego Wieczoru Uwielbienia z dnia 26.01.2013 r. Pojechaliśmy z żoną na to spotkanie głównie modlić się za mojego ojca, gdyż chorował na raka, oraz za kuzynkę żony, również chorą na raka. Oboje byli już bardzo słabi, choroba wyniszczyła ich ciała. Oddawałem Bogu całą tę sytuację, prosiłem Go o Jego wolę, o prowadzenie nas w tym doświadczeniu. Chciałbym podziękować Bogu za Jego troskę. Ojciec umarł następnego dnia rano, spokojnie zasypiając, a ja mogłem być przy nim oddając go Bożemu Miłosierdziu. Kuzynka zmarła parę godzin później. Ufam Panu i dziękuję Mu za to, jak nas prowadził. Doświadczyłem Jego miłości, opieki i pokoju w sercu o dusze mojego taty i kuzynki. Chwała Panu! Mariusz, lat 44

Pierwszy raz dowiedziałam się o Wieczorach Uwielbienia od mojej koleżanki z pracy (…). Pierwszy raz pojechałam na październikowy Wieczór Uwielbienia w 2014 r. Wchodziłam tam z mnóstwem intencji, z duszą na ramieniu. Mój stan zdrowia pogarszał się w szybkim tempie. Traciłam sprawność rąk, okropna bolesność, tak że nie dało się spać, ślepłam. Lekarze leczyli objawowo i rozkładali ręce. Mimo to o moich dolegliwościach za bardzo nie myślałam. Bardziej przerażał mnie los moich dzieci. Najstarszy skończył szkołę i nie miał pracy. Nieodpowiednie towarzystwo czyha. Wieczne spięcia. Młodsze bez pomocy i odpowiedniej opieki – przegrane. Przez cały wieczór płynęły mi łzy. Mąż bez słowa trwał przy mnie. Sam też jest poważnie schorowany. Krótko po Wieczorze Uwielbienia wszystko zaczęło się pozytywnie zmieniać. Koleżanki wymyśliły, abym zrobiła badania na boreliozę, i trafiły w sedno. Odpowiednia diagnoza i leczenie. Choroba zaczęła łagodnieć. W pełni zdrowa nigdy już nie będę, bo co zostało zepsute, nigdy się nie cofnie. Ważne, że przestaje boleć, a na słaby wzrok są okulary. Syn do miesiąca dostał stałą pracę w wyuczonym zawodzie, co ważne, u mądrego pracodawcy. Nastąpił upragniony spokój.

Obiecaliśmy, że pojedziemy na następny Wieczór Uwielbienia podziękować, jeśli Bóg pozwoli, bo następny przypadał w ostatnie dni stycznia i różnie może być na drogach. Nadszedł styczeń. W noc przed wyjazdem do Tychów byłam w pracy. Pogoda była paskudna: padał deszcz ze śniegiem. Była mgła, mżyło i robiła się gołoledź. Zrobiło mi się żal, że nici z wyjazdu. Bo przecież nie wolno narażać siebie i innych. Po powrocie z pracy poszłam spać. Jakie było moje zdziwienie, gdy w południe obudziło mnie piękne słońce. Niebo było czyste, a drogi suche. Pojechaliśmy więc na XXVIII TWU. (…) Na kolejnym, XXIX TWU, Pan Jezus w monstrancji znalazł się blisko mnie. Jednakże zamiast trwać na modlitwie, we mnie była rewolucja ze względu na utrudniające mi przeżywanie czynniki zewnętrzne. Mimo to usłyszałam głos z głośnika do matek, które martwią się o wybory życiowe swoich synów: „Matko, ufaj, będzie dobrze”. Łzy popłynęły mi strumieniami, nastał spokój. Ufam. Żyje mi się z tym łatwiej. Jeśli Bóg pozwoli, przyjadę w styczniu, aby prosić o uspokojenie moich nerwów, aby innym żyło się ze mną łatwiej. Chwała Panu!

Kobieta, lat 46

 

O Tyskich Wieczorach Uwielbienia dowiedziałam się od mojej koleżanki. Na XXVII Wieczór Uwielbienia pojechałyśmy razem. Wyjazd był zorganizowany przez sąsiednią parafię. Przyjechaliśmy wcześniej. Usiadłam sobie w ławce, bo choruję na kręgosłup od ponad dwudziestu lat, i całkowicie zatopiłam się w modlitwie. Po pewnym czasie przyszedł starszy pan, któremu ustąpiłam miejsce siedzące, a sama usiadłam na małym pożyczonym składanym krzesełku. Przez cały wieczór panowała niesamowita atmosfera pięknej modlitwy. Zupełnie straciłam poczucie czasu, jakbym była w innym świecie pełnym miłości i radości. Po błogosławieństwie zorientowałam się, że mogę wstać i nic mnie nie boli. Długo nie mogłam uwierzyć w uzdrowienie, ale dzisiaj już wiem, że dotknął mnie Pan. Chwała Panu!

Basia, lat 52

 

Po raz pierwszy przyjechałam na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia. Zaprosiła mnie koleżanka mówiąc: Mój mąż jedzie, jest wolne miejsce w aucie, chcesz? Było to w sobotę koło godziny 16.00. Nie miałam z kim zostawić 5-letniej córki, ale koleżanka również zaproponowała opiekę. Pojechaliśmy w trzy osoby. Po drodze poruszano temat przeszłości: jedna z osób mówiła o swoich alkoholowych „przygodach”. Dla mnie to było dziwne, ale okazało się nie bez znaczenia.

Wieczór był niesamowity: wzniosła atmosfera, ludzie przyjaźnie nastawieni, pięknie prowadzona modlitwa. I ten moment, gdy ksiądz przechodził z Panem Jezusem. Poczułam kilkakrotnie przejmujące ciepło w okolicach serca, a w głowie wyświetlał mi się film: ktoś wylewał z butelek alkohol, tak aby go wyrzucić. Ten obraz chodził za mną przez wiele dni, ale nie do końca zrozumiałam, co się wydarzyło. Jednak uświadomiłam sobie, jak wielkie zranienie wiąże się w moim życiu z tematem nadużywania alkoholu. Był to problem dotyczący mojego dzieciństwa i młodości. Będąc dorosłą osobą zrozumiałam, że wiązało się z tym niezaspokojone pragnienie, aby zawsze być ukochaną córką taty (a często go nie było), aby czuć, że jestem kimś ważnym dla niego. Potwierdzenie, że ten obraz to było działanie Ducha Świętego, otrzymałam na kursie Nowe Życie, gdzie dowiedziałam się więcej o darach, charyzmatach i sposobach Jego działania. (…) Trafiłam do osoby, która pomogła mi zobaczyć, jak ważne jest uleczenie zranień, szczególnie dotyczących rodziców. Zrozumiałam też, dlaczego było mi tak ciężko w życiu, dlaczego tak bardzo samotna się czułam w najtrudniejszych momentach, dlaczego myślałam, że Boga też przy nie ma. To był nieprawdziwy obraz Boga, wynikający z przeniesienia doświadczeń z ojcem na obraz Boga. Gdy to zrozumiałam, Pan Bóg zdjął z moich ramion ogromny ciężar i napełnił mnie niewyobrażalną radością. (…)

Będąc na XXIX Wieczorze Uwielbienia zrozumiałam, zobaczyłam, jak wiele się wydarzyło w moim życiu przez ostatnie dwa lata, jak wiele razy Pan Bóg przekonał mnie o swojej wielkiej miłości. Piszę to świadectwo z wdzięczności serca. Chwała Panu!

Joanna, lat 46

 

XXVIII TWU był drugim Wieczorem, na którym byłam. Nie miałam żadnej konkretnej intencji, bo w mojej głowie piętrzyło się wiele spraw, problemów. Po prostu czułam, że muszę tam być. Od jakiegoś czasu odczuwałam drętwienie ręki. Lekarz stwierdził, że to od kręgosłupa szyjnego. Po zrobieniu RTG okazało się, że mam duże zwężenia przestrzeni międzykręgowych i prawdopodobnie ucisk na nerwy. Zostałam skierowana na dokładniejsze badania. Na TWU padły słowa, że Pan Jezus uwalnia od bólu cierpiących na schorzenia kręgosłupa szyjnego. Przez moment pomyślałam, że może to chodzi również o mnie, ale ja przecież nie odczuwałam żadnych bólów poza drętwieniami. Dwa tygodnie później miałam robiony rezonans i okazało się, że nie ma żadnych zwężeń, żadnych zmian, wszystko jest w porządku. Teraz wiem, że te słowa były skierowane także do mnie.

Długo wahałam się, czy napisać to świadectwo, nie wiem, dlaczego. Dopiero na XXIX TWU, na którym również byłam, zrozumiałam, że muszę to zrobić, bo jest to mój obowiązek. Już dzisiaj nie mogę się doczekać kolejnego wieczoru. Chwała Panu!

Anna

 

Wraz z mężem i znajomymi byliśmy na początku roku 2015 na XXVII TWU. Podczas modlitwy padło słowo poznania, że Pan uzdrawia chory kręgosłup. I naprawdę to zrobił! Bóle kręgosłupa przestały mi doskwierać, nie tylko wtedy, ale na co dzień. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że zostałam uzdrowiona! Chwała Panu!

Bogunia, lat 35

 

Podczas XXIX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia z ust prowadzącego padły słowa o dawaniu świadectwa, że jest to nasz obowiązek, gdy doświadczyliśmy łaski Bożej. Od tego momentu gdzieś w głowie cały czas miałem słowa o dawaniu świadectwa. (…)

XXIX TWU był moim chyba już dwunastym Wieczorem, dokładnie już nie pamiętam. Było tego sporo. Pierwszy raz przyjechałem do Tychów za namową żony i syna. Po perypetiach z dojazdem dotarliśmy do celu. Podczas uwielbienia przeżyłem szok: jak ludzie mogą tak otwarcie i z radością się modlić? Poczułem się wtedy wspaniale i tak już zostało.

Podczas XVII TWU przeżyłem coś niesamowitego. Kapłan przechodzący z Najświętszym Sakramentem obok zatrzymał się, odwrócił w moją stronę i położył na mojej głowie dłoń. Bardzo się zmieszałem. Poczułem miłość bijącą z tego dotyku i radość. Jednocześnie usłyszałem wewnątrz mnie głos: „Nie bój się!” Następnie usłyszałem słowa poznania: „Jest tu mężczyzna, który jest blisko Kościoła, a jednocześnie daleko. Synu, nie bój się, zabieram twój lęk i problemy.” Później w domu tłumaczyłem sobie, że nie było to do mnie, ale do kogoś innego. Mijały kolejne TWU pełne mocy i uwielbienia, miłości i radości.

XXII TWU to był zarazem mój najkrótszy Wieczór. Gdy z żoną zmierzaliśmy w stronę kościoła, zaczynało się ze mną dziać coś złego, w głowie miałem słowa: „Po co znowu tam leziesz? Już dostałeś to, co chciałeś! Na co ci to?” Toczyłem wielką walkę sam ze sobą, a właściwie z podszeptami złego. Niestety walkę tę przegrałem. W momencie wejścia do kościoła poczułem jakby uderzenie w twarz i odepchnięcie. Na pięcie odwróciłem się i uciekłem do samochodu, gdzie czekając na żonę to płakałem, to się złościłem na siebie, że tak się poddałem. Jednocześnie czułem modlitewne wsparcie i tylko dlatego nie wyjechałem, zostawiając żonę samą.

Na następny TWU już nie przyjechałem, rzekomo z powodu pracy, ale na XXIV TWU wróciłem, zadbał o to Pan Bóg poprzez moją żonę. Na XXIX TWU przyjechałem z nadzieją na uzdrowienie, gdyż od przeszło roku miałem poważne problemy z biodrem. Mam już nawet wyznaczony termin operacji. Podczas Mszy świętej oraz uwielbienia dokuczał mi tak wielki ból, że nie byłem w stanie uklęknąć, nawet gdy Pan Jezus przechodził obok. Dobiegał już prawie koniec Wieczoru, a ja w myślach mówię do Pana: „Panie Jezu, tyle dokonałeś dzisiaj wspaniałych rzeczy, tyle wylałeś łask, ale czy zapomniałeś o tych, co mają problemy z narządami ruchu?” Wtedy nagle usłyszałem głos, że Pan Jezus właśnie teraz przychodzi do tych osób. A jednak nie zapomniał! Gdy wychodziliśmy z kościoła oraz w drodze do samochodu byłem bardzo rozczarowany. Nawet powiedziałem żonie, że Pan jednak zapomniał. Żona się tylko uśmiechnęła, a ja miałem ból jeszcze większy niż przed przyjściem. Bardzo wolno dotarliśmy do samochodu patrząc, jak ludzie nas szybko mijają. W domu nawet nie komentowałem tego, że nie zostałem uzdrowiony. A moja żona znowu się tylko uśmiecha i dziwnie patrzy na mnie. Następnego dnia rano wstaliśmy. Modlitwa, śniadanie i wyjście do kościoła. W drodze powrotnej mówię do żony, że nawet dobrze mi się dzisiaj idzie. A ona odpowiedziała, że wie o tym, i znowu się uśmiechnęła. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że cały ranek nie czułem bólu. Wielka łaska mnie dotknęła. Trwa to już prawie dwa miesiące, ból czasami jest, ale nie dotyczy mojego biodra (…). Chwała Panu!

Marek, lat 46

 

Pragnę oddać chwałę Panu Bogu za cuda, jakich dokonuje w moim życiu. Zawsze z utęsknieniem czekam na Tyski Wieczór Uwielbienia. Każdy jest dla mnie wyjątkowy i zawsze wychodzę z niego przemieniona. Jako że jestem osobą samotną, gorąco prosiłam Pana, aby wskazywał mi drogę, którą mam iść. Miałam trudności z akceptacją siebie oraz nie potrafiłam w pełni cieszyć się ze swojej kobiecości. Podczas XXVIII TWU padły słowa poznania: „Pan Jezus zwraca się teraz do osób samotnych i mówi teraz do Dominiki: Córko moja, Ja zawsze jestem z tobą, pamiętaj, że Ja też byłem sam, gdy umarłem na krzyżu”. W tym momencie kapłan z Panem Jezusem stał naprzeciw mnie. Poczułam Jego bliskość i ukojenie we łzach oczyszczenia. Na ostatnim, XXIX TWU kapłan kilka razy z Najświętszym Sakramentem przechodził obok mnie i również czułam Bożą obecność. Pod koniec modlitw, kiedy Pan Jezus był już na ołtarzu, wstałam, by Go uwielbić. Czułam się wyjątkowo, tak jakby Pan patrzył tylko na mnie. Chwilę później padły słowa „Pan Jezus zwraca się do młodej kobiety: Córko, przechodziłem obok ciebie, a teraz ty wiesz, że mówię do ciebie. Właśnie uzdrawiam twoją kobiecość.” Nie miałam wątpliwości, że słowa były skierowane do mnie. Moje ciało przeniknęło ciepło i niesamowite uczucie Bożej miłości. Zasnęłam w Panu. Kiedy wstałam, Duch Święty wlał w moje serce wielką radość. Owoce uzdrowienia dostrzegam codziennie. Dziękuję Ci, Panie Jezu, za Twoją miłość i miłosierdzie. Chwała Panu!

Dominika, lat 31

 

 

ŚWIADECTWA Z XXIX TWU

Mam na imię Ewelina i pragnę opowiedzieć swoją historię. Jestem osobą chorującą na alergię i mam problem z drogami oddechowymi. Lubię przyjeżdżać na Tyskie Wieczory Uwielbienia ale właśnie dwa razy już mi się nie udało ze względów zdrowotnych. Przed ostatnim Tyskim Wieczorem Uwielbienia w październiku 2015 r. znowu byłam chora. Niestety pogorszyło mi się do tego stopnia, że miałam w niedzielę wieczorem problemy z oddychaniem. Następnego dnia otrzymałam zwolnienie lekarskie, jednakże po podaniu leków mój stan się pogorszył, musiałam wieczorem skorzystać z dyżuru i przyjąć dodatkowo zastrzyk, który niewiele pomógł. Po kilku dniach w piątek byłam u pulmonologa, który stwierdził że najlepiej jeśli pójdę do szpitala na kilka dni w celu przeprowadzenia badań. Nadeszła sobota, dzień w którym przypadł Tyski Wieczór Uwielbienia, na który pojechałam. Tak się składa że lek który miałam przyjąć wieczorem chciałam przyjąć wcześniej ale po prostu o nim zapomniałam. To był też kolejny dzień problemów z oddychaniem trwający od wspomnianej wcześniej niedzieli. Na mszy nie czułam się dobrze ale pomyślałam, że Pan Jezus pozwoli mi wytrwać do końca. I tak też się stało. Ucieszyłam się, kiedy osoba prowadząca wymieniła moje imię i cały kościół modlił się za osoby mające problemy z drogami oddechowymi. W moim przypadku ulga przyszła od razu, jak ręką odjął. Gdy wracałam do domu nie musiałam już przyjąć zapomnianego leku. Za kilka dni w trakcie badania lekarskiego osłuchowo było już wszystko w prawidłowym stanie. Dziękuję za otrzymaną łaskę. Chwała Panu!

Ewelina

 

Uczestniczyłam w XXIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Był to mój pierwszy i z pewnością nie ostatni TWU. (…) To miał być dla mnie bardzo szczególny dzień. Przede wszystkim bardzo chciałam przybliżyć się do Boga. Moje relacje z Nim nie zawsze były takie, jakie być powinny. Moja wiara bardzo się chwiała, była bardzo słaba. Czasami nawet wątpiłam w istnienie Boga.

Przed samym wyjazdem postanowiłam przystąpić do sakramentu pokuty i pojednania. To było chyba najlepsze, co mogłam zrobić, żeby dobrze przeżyć ten Wieczór, żeby być w stanie łaski uświęcającej. Podczas tego Wieczoru wydarzyło się coś niezwykłego. Miał to być wyjątkowy czas, ale nie wiedziałam o tym, że znajdę się tak blisko Niego, i że tak mocno poczuję Jego obecność.

Ogromnym zaskoczeniem dla mnie była ilość osób gromadzących się podczas tych Wieczorów. W tym momencie wiedziałam, że musi być to naprawdę coś niesamowitego. Kiedy przed rozpoczęciem Mszy świętej słuchaliśmy świadectw różnych osób z różnymi doświadczeniami, zaczęło coś do mnie docierać. W głębi serca miałam nadzieję, że uda mi się nawiązać prawdziwą relację z Panem, że będę mogła w końcu Mu zaufać. Podczas słowa Bożego zaczęłam odczuwać w sobie spokój i wyciszenie. Liczyło się tylko dla mnie całkowite skupienie na tym, co Pan chce nam przekazać przez kapłana. I udało się. Poczułam się, jakbyśmy byli tam tylko my. Tylko ja i On, nikt więcej. Powoli zaczynałam rozumieć, co tam tak naprawdę się dzieje. Kiedy w czasie uwielbienia patrzyłam na tych wszystkich ludzi znajdujących się wokół mnie, myślałam: jak bardzo ci ludzie są wierzący, jak bardzo muszą ufać Panu, skoro przychodzą tu i proszą Go o dary i uzdrowienia. Zawierzyłam Mu więc wszystkie swoje problemy, lęki i słabości. Pomyślałam sobie, że skoro jest tylu ludzi, którym Pan już pomógł, to może i dla mnie będzie miał choć odrobinę swojej łaski.

Nie spodziewałam się jednak, że da mi jej aż tyle. Od około dwóch lat borykam się z problemem reumatycznym moich rąk. Czasami ból był bardzo silny. Z czasem to ustało. Jednakże znowu pojawiły się problemy. Podczas wykonywania codziennych czynności moje ręce powoli odmawiały współpracy. Odczuwałam straszny ból i straszne drętwienie ręki od nadgarstka, aż po końce palców. Nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam nawet utrzymać książki podczas czytania. Najbardziej zabolało mnie to, że musiałam przestać grać na gitarze. To był dla mnie największy ból, ponieważ gitara to całe moje życie. Nie mogłam grać, bo moje ręce bardzo szybko się męczyły i znów zaczynały drętwieć, z czasem nie mogłam nawet utrzymać gitary. Niestety, w końcu musiałam porzucić moją pasję. Poczułam jakby mój świat właśnie się zawalił, ale podniosłam się i szłam dalej z myślą, że może kiedyś się to skończy i znów będę mogła zacząć grać. Od pewnego czasu nic mi się nie chciało ułożyć. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej ścieżki, którą mam podążać, żeby wyjść na prostą. Moje ścieżki cały czas były kręte. Z dnia na dzień było ich coraz więcej. Nie potrafiłam już sobie z tym poradzić (…). Podczas uwielbienia prosiłam Pana, żeby przyszedł i mi pomógł, bo sama już nie daję sobie rady. Najbardziej chyba potrzebowałam Jego miłości. Tak, to właśnie było to, czego potrzebowałam. Kiedy ksiądz przechodził z Najświętszym Sakramentem, na początku nic nie czułam. Pomyślałam sobie, że to jeszcze nie mój czas, że widocznie nie potrzebuję Go jeszcze tak bardzo. Pan wie najlepiej, co dla nas jest najlepsze i kiedy naprawdę potrzebujemy Jego pomocy. Nie przejmowałam się tym i dalej skupiałam się na modlitwie. Z czasem powoli opadałam z sił. Każde słowo wypowiadane przez prowadzącego było jakby kierowane do mnie. Większość tych problemów dotyczyła mojego życia. Problemy w domu, życie w świadomości, że to przeze mnie ktoś cierpi, myśli samobójcze i wiele innych. Jednak najbardziej utkwiły mi w pamięci dwie wypowiedzi. Kiedy padły słowa, że Pan przychodzi do osób, które mają problemy z lękiem, czułam, jakby coś się zaczynało ze mną dziać. Moje serce zaczęło mocniej bić. Następnie padały kolejne słowa: „Pan przychodzi dzisiaj do osób, które mają problemy z bólami reumatycznymi.” I wtedy właśnie wydarzyło się coś niesamowitego. Pan przyszedł także do mnie. I wtedy to wszystko zaczęło się dziać.

Zaśnięcie w Panu. Zaczęłam odczuwać straszne mrowienie w moich rękach. Z każdą chwilą stawało się ono coraz silniejsze i bolesne. Mrowienie przechodziło od moich nadgarstków, aż po końce palców. W pewnym momencie nie czułam nic. Jakby nagle się wszystko urwało. I w tym momencie przestałam jakby czuć swoje ciało. Wiedziałam co się dzieję w około, ale nie czułam całej siebie. Po chwili to ustało. Następnie powoli zaczynałam się trząść. Kiedy Pan był coraz bliżej zaczynało się to nasilać. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieję. Kiedy wszystko się skończyło i kiedy się ocknęłam zaczęłam płakać. To było coś niezwykłego. Następnego dnia obudziłam się pełna radości. Czułam, jakby ktoś mnie zmienił. Poczułam ogromną chęć modlitwy. Upadłam na kolana i zaczęłam się modlić. Podczas modlitwy płakałam, ale teraz wiem, że to był płacz szczęścia. Przestałam odczuwać lęk i strach. Teraz wiem co było przyczyna moich problemów i wreszcie znalazłam ich rozwiązanie. W końcu zdobyłam się na szczerą rozmowę z kochaną osobą. Największą dla mnie radością było to, że moje problemy reumatyczne w końcu się skończyły. Wykonywanie codziennych czynności nie sprawia mi już tyle bólu co wcześniej, moje ręce wreszcie od dwóch lat normalnie funkcjonują, nie bolą, nie drętwieją. I najważniejsze, w końcu mogę robić to co kocham – grać na gitarze. Teraz wiem, że Pan mnie dotknął i uzdrowił. Ogarnął mnie swoją miłością. Wreszcie to czuję. To jest najwspanialszy czas w moim życiu. Za to wszystko chwała Panu.

Kinga, lat 20

 

XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia był pierwszym, w którym uczestniczyłam. Od dłuższego czasu rodziło się we mnie takie pragnienie. Od wielu lat zmagam się z depresją, ale nie przyjechałam z konkretną intencją. W czasie modlitwy pomyślałam: „Panie, Ty sam wiesz, czego mi potrzeba”. W pewnym momencie prowadzący modlitwę powiedział: „Pan Jezus mówi też do trzydziestodwuletniej kobiety, która od wielu lat cierpi na poważną depresję”. Po tych słowach dodał: „Córko moja, dość napatrzyłem się na ból twojego serca i widzę rany, które nosisz w swoim sercu. Ja dziś przychodzę, aby dotykać twego serca, aby cię podnieść córko, ponieważ droga jesteś i cenna w moich oczach. I chcę przywrócić ci blask życia. Oto staję przed tobą i błogosławie cię moją miłością. Przyjmij mnie”. W tej chwili czułam jakby to mówił sam Jezus, zamknęłam oczy i płakałam bez opamiętania. Miałam wrażenie, że w kościele byłam tylko ja i On – Jezus Miłosierny, mimo obecnych wówczas wielu ludzi. W sercu czułam niesamowitą lekkość. Jednak kiedy Jezus przychodził z uzdrowieniem do kolejnych osób, ja zaczęłam myśleć, mimo ogromnych przeżyć, jakie mi towarzyszyły, że przecież tu jest tylu ludzi – może Jezus dotknął swą łaską kogoś innego, kto ma podobne problemy. I zaraz po moich wahaniach prowadzący modlitwę powiedział, że osoba, którą przed chwilą dotknęło Boże miłosierdzie, nie dowierza temu, że właśnie ją to spotkało. Po tych słowach uśmiechnęłam się do Jezusa, którego obecność czułam i przeprosiłam Go za to, że nie dowierzałam, że mnie również może obdarować swymi łaskami. Po tym, jakże osobistym spotkaniu z Panem, wiem jedno: Trzeba mu zaufać, powierzyć swoje życie, a On w odpowiednim czasie przyjdzie z uzdrowieniem. Chwała Panu.

Sylwia

 

Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z czterema znajomymi. To był 17 października 2015 roku. Nie byłam w ogóle świadoma, że jest to tak wielkie wydarzenie. Nawet nie wiedziałam, że tak długo trwa. Podczas Wieczoru Uwielbienia ujęła mnie prostota pieśni i modlitwy. Modlitwa miała inny wymiar, taki głęboki. A od jakiegoś roku czasu ciężko było mi się modlić i uwielbiać Pana. A tutaj nie miałam żadnego problemu. Zacznę od czegoś pięknego dla mnie: Pan Jezus ukryty w Najświętszym Sakramencie przechodził wśród ludzi zgromadzonych w kościele ludzi. Poczułam, jak w sercu rodzi mi się pytanie: Panie Jezu, gdzie teraz jesteś? Już wcześniej, bo od początku Mszy Świętej prosiłam Pana Jezusa o uzdrowienie mojego łona. Bo dokładnie miesiąc wcześniej straciłam ośmiotygodniowe dziecko. Strasznie to wszystko przeżywałam i nie mogłam się z tym pogodzić. Jak tylko sobie o tym pomyślałam, to zbierało mi się na płacz. Modliłam się również, aby Bóg miłosierny pomógł mi w wychowaniu naszej córeczki Wiktorii. Gdy się tak modliłam, odwracam głowę w prawą stronę, a to On w Najświętszym Sakramencie. Ksiądz akurat podnosił Go do góry Jezus wyłonił się znad tłumu. Poczułam radość, uśmiechałam się sama do siebie i dziękowałam za to Jezusowi. Ukryty w Najświętszym Sakramencie przyszedł nareszcie do mnie, był na wyciągnięcie ręki – tak blisko. Czułam ogromną radość, że przyszedł i był tak blisko mnie. Stanęłam wtedy w prawdzie, powiedziałam Mu, że nie daję sobie sama rady z tym co się stało, że straciłam dziecko. I prosiłam o pomoc, o uratowanie mnie z tego przygnębienia. Kiedy poszedł dalej i już straciłam Go z oczu, nagle usłyszałam słowa poznania: „Pan Jezus teraz mówi do młodej kobiety: Córko moja, przechodziłem kolo ciebie i czułaś moją bliskość. Teraz powracam do ciebie w moim słowie, aby ci powiedzieć, że uwalniam cię z twojej niemocy i leczę twoją kobiecość. Chcę, abyś była zdrowa, bo jestem miłością, miłosierdziem nad tobą”. Oczy i uszy mi otworzyły. Zaczęłam płakać, kiedy słyszałam każde słowo osobno. Z każdym słyszanym słowem płakałam jeszcze mocnej – to jest nie do opisania. Beczałam jak bóbr – to było bardzo silne, nie do powstrzymania. Moje pytanie w głowie dźwięczało: „Jezu, Ty mnie zobaczyłeś wśród tego tłumu? Jesteś niesamowity Jezu! Dziękuję!”. Później poczułam się tak, jakby ktoś mnie ujął w ramiona i przytulił do policzka. Zasnęłam w Duchu Świętym. Czułam w tym czasie wielką wdzięczność i radość, że Jezus mnie uzdrowił. Później w słowie poznania prowadzący powiedział, że Jezus zwraca się do matek i ojców, którzy wychowują dzieci, że On im pomoże w tym trudzie. Dziękowałam Jezusowi za to, że mnie dostrzegł i usłyszał. Uwierzyłam wtedy, że Jezus uzdrowił też moje łono. Od tamtej pory, kiedy wróciłam do domu, staram się z moją prawie trzyletnią córeczką modlić się modlitwą „Ojcze Nasz”. Zaczęłam chodzić na poranną Eucharystię, a przede wszystkim widzę prawdziwego Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Jestem radośniejsza, spokojniejsza i nie czuję już lęku przed następną ciążą. A Wiktoria stała się bardziej posłuszna i grzeczniejsza. Rozmawiam z Jezusem jak z przyjacielem, a kiedyś tak nie było. Czuję się nowo narodzona w Jezusie Chrystusie. Zaczęłam czytać Pismo Święte od początku, od Starego Testamentu, bo chcę poznawać Boga. Widzę, że nie jest to zwykłe czytanie, lecz czytam z pasją, pochłaniam każdy wyraz i Bóg mówi do mnie. Czuję się zakochana w Jezusie, niczego nie ukrywam przed Nim – jeśli czuję się źle, to Mu o tym mówię. Modlę się Różańcem, który mnie umacnia i uskrzydla moją wiarę. Dopiero teraz zrozumiałam te słowa z Listu św. Pawła do Efezjan: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga” (Ef 2,8). Jestem taka szczęśliwa, że moim przyjacielem jest Jezus. On dał mi łaskę mówienia o Nim bez skrępowania. To On sprawia, że widzę światło i kolory w moim życiu. Wiem, że Jezus troszczy się o mnie i moją rodzinę. Znajomi mówią mi „Fajnie wyglądasz, promieniejesz, jesteś taka radosna”. Bóg mnie uzdrowił i jestem piękna. Bóg ma zawsze idealny plan dla każdego z nas. Chwała Panu. Magdalena, 28 lat

Na Tyski Wieczór Uwielbienia wybierałam się już od trzech lat. W końcu udało mi się być na XXIX TWU. Przyjechałam w zasadzie bez konkretnej intencji. Chciałam po prostu wielbić Boga. Modliłam się słowami: „Panie Jezu, ja nie wiem, czego potrzebuję, dlatego proszę, daj mi te łaski, które Ty uważasz, że są mi najbardziej potrzebne.” Miałam to szczęście, że ksiądz przechodzący z Najświętszym Sakramentem stanął naprzeciwko mnie. Pan Jezus był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Poczułam radość w sercu. Całe spotkanie było ogromnym przeżyciem duchowym. Wróciłam do domu wypełniona spokojem. Na drugi dzień zauważyłam, że przestał mnie boleć kręgosłup w odcinku lędźwiowym. Nie był to bardzo uciążliwy ból, ale przy większej ilości obowiązków dawał o sobie znać. Przez kilka dni czekałam, czy ból znowu się nie pojawi, ale już nie powrócił. Dziękuję Ci Jezu, że dajesz nam łaski, których potrzebujemy. Chwała Panu!

Ania

 

Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z wielką wiarą i błagającym sercem. Tego dnia byłam w bardzo złej kondycji fizycznej z powodu pogarszającego się stanu zapalenia gardła i zatok. Ale również psychicznej, ponieważ od tygodni traciłam radość życia. Msza święta była dla mnie niezwykle wzruszająca, mogę powiedzieć wprost, że łzy towarzyszyły mi bez ustanku przez cały Wieczór Uwielbienia. Wynikały one jednak nie tylko ze wzruszenia ze spotkania z Panem, ale przede wszystkim z rozpaczy i bezradności, które ogarniały moje serce już od dawna.

Od 7 lat choruję przewlekle, dolegliwości nasiliły się do tego stopnia, że nie potrafię funkcjonować w codziennym życiu, a zwłaszcza wykonywać swojej pracy i tym samym pasji. Towarzyszyły mi również od jakiegoś czasu nasilone stany lękowe. Ogarniał mnie niepokój, atakowało mnie nagłe uczucie stresu. Zawsze miałam przesadne tendencje do zamartwiania się, analizowania, przeżywania, lękania się o przyszłość. To zaczęło finalnie paraliżować moje ciało i przestałam mieć na tym kontrolę. Miałam świadomość, że lęk niszczy mnie od środka. Kiedy podczas modlitwy uwielbienia Pan Jezus przechodził obok, usłyszałam słowo, że są osoby, które cierpią na depresję i przestały odczuwać radość życia, nękają je stany nerwicowe i lękowe, a On to wszystko teraz zabiera. Z rozpaczy chciało mi wówczas pęknąć serce, bo tak dosadnie odczuwałam to, o czym Jezus mówił. Nie czułam w sposób fizyczny Jego działania jako dotyku ciepła bądź innego odczucia. Nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę mnie dotknął. W duszy przynosiłam Mu moją chorobę przewlekłą, która nie pozwalała mi normalnie żyć. Nie pomyślałam tymczasem, że Pan zechce mnie uwolnić z tych wewnętrznych rozterek i niepokoju o wszystko.

Od tamtego Wieczoru ani razu nie zaatakował mnie nagły lęk bądź stres. Pan Jezus wlał swój pokój. Wszystkie objawy wręcz nerwicowe ustąpiły. Spostrzegłam się po blisko dwóch tygodniach, że jestem uwolniona. Muszę także podzielić się, iż w trakcie trwania Mszy świętej i modlitwy uwielbienia z godziny na godzinę czułam się gorzej pod względem fizycznym. Straciłam wówczas całkowicie głos z powodu ostrego zapalenia gardła i tchawicy, nie mogłam uczestniczyć w pełni w Eucharystii. Na zakończenie wieczoru nie czułam radości w sercu, było mi z tym bardzo ciężko, że choroba zwycięża mnie z minuty na minutę. Ogarniał mnie wielki smutek. Jednak dziś dzielę się, jak Pan Bóg mnie dotknął. Odczułam to po czasie. Mam radość życia w sobie, a niepokój mnie opuścił. Chwała Panu!

Marta, lat 29

 

Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia zaprosiła mnie i męża nasza córka. Pojechaliśmy z wielką nadzieją i radością. W mojej rodzinie są ciężkie, niezrozumiałe dla mnie sytuacje. Relacje z bliskimi mi osobami można nazwać toksycznymi, gdyż bardzo zatruwają moje życie. W ostatnim czasie doświadczyłam choroby syna. Wszystkie te trudne sytuacje powierzyłam Panu i prosiłam go o uzdrowienie fizyczne i duchowe, o łaskę wzajemnego przebaczania i o zdrowie dla syna. W czasie całego Wieczoru Uwielbienia odczuwałam bliskość Pana Jezusa. Jego miłość, moc i siła rozlewała się w moim sercu i napełniała mnie pokojem. Niesamowite były słowa zapewniające nas, że Boże Miłosierdzie jest otwarte dla każdego z nas i może dotknąć również mnie, ale muszę otworzyć Mu całe moje serce. Kiedy kapłan przechodził blisko mnie z Panem Jezusem, usłyszałam słowa: Pan przychodzi teraz szczególnie do trzech osób, które mają ciężką, toksyczną relację w rodzinie. Dotyka je, szczególnie rozlewa tam swoje miłosierdzie i leczy te chore relacje. Usłyszałam także, że Pan leczy zranienia duszy i zapewnia, że grzechy zostały już dawno wybaczone. Zapewniał: „Uwierz w Moje miłosierdzie”. Poczułam, że Chrystus kieruje te słowa do mnie. Chciało mi się płakać, ale poczułam niesamowity spokój i ukojenie. Doświadczyłam obecności i działania Jezusa. To, co po ludzku wydaje się niemożliwe do ogarnięcia, z Jego pomocą staje się możliwe. Następnego dnia pojechaliśmy na spotkanie z rodziną, które przebiegło w innej, lepszej atmosferze niż wcześniejsze. Wielkie było moje zdziwienie, że potrafiliśmy spokojnie rozmawiać, bez wzajemnych pretensji i żalów. I za to chwała Panu!

Janina, lat 54

 

W czasie Tyskiego Wieczoru było mi trudno, nie odczuwałam pozytywnych emocji i przychodziły mi myśli, że może Pan Bóg nie chce mnie uzdrowić, że może moje modlitwy są Mu obojętne. Starałam się w takich momentach pamiętać, że ważna jest moja wolna wola, to, że chcę być przy Jezusie, i że On mnie kocha, nawet jeśli tego w danym momencie „nie czuję”. Jest to dla mnie trudne. Przypuszczam, że może to być rodzaj duchowej walki, ale wierzę głęboko, że Pan Jezus cały czas mi towarzyszy i jest przy mnie.

Barbara, lat 32

 

Na XXIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia Jezus dotykał wielu serc. Dzisiaj zrozumiałam, że przyszedł do każdego z nas, tylko nie każdy potrafił Go przyjąć. On nie wybiera ludzi, tylko ludzie wybierają Jego! Ja jestem pewna, że wszyscy, którzy byli na XXIX TWU, wcześniej czy później doświadczą Bożego Miłosierdzia. Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, mój Pan i Zbawiciel!

Lucyna, lat 45

 

XXIV TWU był moim pierwszym spotkaniem z Jezusem. Na kolejne bardzo chciałam się wybrać, ale zawsze coś wypadło. A to trzeba było zastąpić koleżankę w pracy, a to strułam się czymś i cały dzień wymiotowałam. Pomyślałam sobie, że szatan robi wszystko, abym nie spotkała się z Jezusem. Bardzo się cieszyłam na XXIX TWU. Kiedy rano w sobotę się obudziłam, byłam bardzo osłabiona. Czułam się chora, mimo że nie miałam ani gorączki, ani kataru i kaszlu. Znowu szatan próbował mnie odciągnąć od spotkania z Jezusem. Tym razem, mimo osłabienia, poszłam. Pomyślałam, że Jezus nie pozwoli, abym źle się czuła w Jego towarzystwie, i tak też było. Czułam się bardzo dobrze, humor mi dopisywał, chciało mi się tańczyć. Jestem pewna, że Bóg dodał mi sił, bym mogła cieszyć się Jego obecnością. Chwała Panu!

Beata, lat 34

 

To nie był przypadek. W sobotę znów pokłóciłam się z mężem, znów czułam w sercu wielki smutek i lęk. Płakałam i wołałam rozżalona do Pana Boga, że już dłużej tego nie wytrzymam, że proszę, aby coś z tym zrobił, jeśli mam wytrwać w tym małżeństwie. Włączyłam radio i usłyszałam komunikat o Wieczorze Uwielbienia. Ponieważ jestem z Tychów, wiedziałam, że muszę tam być. Przeżyłam coś niesamowitego. Modliłam się bardzo gorąco o uzdrowienie mojego serca z bólu, jaki w sobie noszę, i o uzdrowienie mojej duszy z nienawiści do własnego męża. Każde słowo prowadzącego wywoływało we mnie wielkie emocje, łzy same płynęły z oczu. Gdy Hostia zbliżała się do mnie, wiedziałam, że nie zasługuję, aby była bliżej. Jednak Pan mnie znalazł. (…). Drżałam cała, jakby z zimna, zęby uderzały o siebie, łkałam, jakby histerycznie, zamknęłam oczy i poczułam w sercu, w klatce piersiowej gorąco. Takie dziwne uczucie, trwało kilka sekund. Potem zamykałam oczy, żeby jeszcze je przywołać, ale nie potrafiłam. Cały czas martwiłam się, czy to nie był jedynie wytwór mojej wyobraźni, dlatego nie miałam odwagi podnieść ręki w kaplicy.

Tego wieczoru prowadzący w czasie modlitwy trzy razy wymienił moje imię. W różnych kontekstach. Dwa momenty chyba dotyczyły mnie. Usłyszałam, że Pan uzdrawia moje spragnione miłości serce od lęku i ciężaru. Nie pamiętam nawet dokładnie tych słów, ale pomyślałam, że to było o mnie. Drugi raz prowadzący mówił o trzech młodych kobietach, które okaleczają się, które chcą wziąć na siebie dobrowolnie cierpienie. A potem słowa: „Nie róbcie tego, dla mnie jesteście piękne”. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od męża, że jestem dla niego piękna, choć jesteśmy razem już 10 lat. Wzięłam te słowa do siebie, także ze względu na zaplanowaną operację plastyczną biustu. Zawsze miałam na tym punkcie kompleksy, ale teraz w dodatku łudziłam się, że to może uzdrowić moje relacje małżeńskie, choć raz nawet usłyszałam w głowie głos, że nie tędy droga. Ale nastawiłam się, termin był już wyznaczony, zaczęłam się zastanawiać, za kogo mogę ofiarować moje cierpienie, wiedziałam, że operacja wiąże się z olbrzymim bólem pooperacyjnym. Po tym, co usłyszałam w sobotę, wszystko odwołane. Nie zrobię tego, nawet nie czuję takiej potrzeby.

Następnego dnia, gdy mąż znów na mnie krzyczał, nie czułam się już raniona. Jakbym była chroniona jakąś niewidzialną szybą, która dawała mi odporność na te rany. Podczas wybuchu męża patrzyłam na naszą śliczną córeczkę i myślałam, jak bardzo mocno ją kocham. Pierwszy raz nie odezwałam się w takiej sytuacji, nie eskalowałam konfliktu. W ciągu dnia ta sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. A wieczorem widziałam, że mąż ma wyrzuty sumienia, że zdał sobie sprawę z tego, co się stało. (…)

Niech owoce tego Wieczoru żyją we mnie jak najdłużej, będę o nie dbać. Chwała Panu!

Justyna, lat 37

 

Może moje świadectwo jest mało znaczące w stosunku do świadectw innych osób, ale postanowiłem napisać. W trakcie Mszy św. rozpoczynającej ostatni Tyski Wieczór Uwielbienia, w czasie gdy stałem, czułem, jak moim ciałem zaczęła delikatnie poruszać zewnętrzna siła, jakby coś poza mną delikatnie mnie kołysało i mnie przenikało. Pomyślałem o Panu Jezusie. Moim odczuciom nie towarzyszyły jednak żadne obrazy czy wyobrażenia Pana. Odczucie było dosyć przejmujące. Nie odczuwałem lęku i do mojego ciała napłynęło lekkie ciepło. Po około półgodzinie, jeszcze w czasie trwania Mszy, doświadczyłem tego samego doznania ponownie. Oba trwały mniej więcej tyle samo, około pół minuty. (…) Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłem. To był mój pierwszy Wieczór Uwielbienia. Myślę i wierzę, że to obecność Pana Jezusa. Chwała Panu!

Adam, lat 43

 

Na XXIX TWU przyjechałem bardzo utrudzony. Szukałem pokoju w Panu. Pragnąłem umocnienia w Bogu, myślałem, że przecież On może wszystko, widzi wszystko i wszystkich, nawet tego ostatniego.

Podczas Eucharystii Pan zabrał troski, poczułem, że jestem przed Nim i dziękowałem Mu za wszystko, doświadczyłem miłości, radości wspólnoty, byłem szczęśliwy w Bogu. Ale Panu było jeszcze mało. On nas kocha nieskończenie. Podczas przechodzenia przez kościół z Najświętszym Sakramentem kapłan mijał mnie, tak że patrzeć na Jezusa mogłem kilka razy. Myślałem wtedy: „Jezu, jak Ty na mnie patrzysz”. Po jakimś czasie zostało skierowane słowo do Mariusza, który jest tutaj w wielkim smutku, gdyż martwi się o swoje dzieci, o to, że nie umie ich kochać. Pan powiedział, że nie doświadczyłem tej miłości od ojca, ale On teraz obdarza mnie swoją miłością Ojcowską. Działo się to bardzo szybko, ale nie miałem wątpliwości, że te słowa skierowane są do mnie. Spojrzałem w swoje serce i pytałem, czy noszę w sobie jakieś niewybaczenie, ale nic takiego nie widziałem. Zobaczyłem natomiast mojego tatę, który nigdy nie miał ojca, gdyż ten zaginął na wojnie. Mój tata mnie kochał jak umiał, ja również kocham swoje dzieci jak umiem, ale Bóg, który nas kocha swoją Miłością, chce obdarzyć nas także umiejętnością kochania Jego miłością. Dziękuję Ci Boże za Twoją Miłość. Wyjechałem z Wieczoru z wielką ufnością w słowo Pana i w Jego miłość, która mnie będzie nadal przemieniać. Chwała Panu!

Mariusz, lat 44

 

Przed XXIX TWU byłem u spowiedzi, a po niej niespodzianie byłem atakowany skrupułami, że niedokładnie powiedziałem, o co chodziło z pewnym grzechem. Nie żebym go zatajał, ale nieumiejętnie powiedziałem. Tliła się w głębi myśl, że Bóg nam odpuszcza grzechy, bo jest miłosierny, a nie dlatego, że dobrze je wypowiemy, przecież jestem tylko człowiekiem. Poprosiłem Pana, aby to wziął ode mnie, jeśli te myśli nie pochodzą od Niego. „Nie wiem jak, ale na pewno Ty Panie możesz.” I przestałem o tym myśleć, a pod koniec modlitwy już tych złych myśli nie było. Jest pokój. Chwała Panu! Dawid, lat 27

O Tyskich Wieczorach Uwielbienia dowiedziałem się od kolegi podczas Marszu Niepodległości. Postanowiłem przyjechać i zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Od jakiegoś czasu wróciłem do Kościoła i dobrych relacji z Bogiem. Uczestniczyłem również w wielu Mszach z modlitwą o uzdrowienie w swojej parafii. Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia doznałem odczucia bliskości z Jezusem. Powierzyłem Mu wszystkie swoje upadki, uzależnienia i złe nawyki. Nie wyobrażam sobie, żeby mnie na następnych Wieczorach w przyszłości nie było. Dziękuję Wam za ich organizację. „W końcu bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi.” Chwała Panu!

Dorian, lat 29

 

Na XXIX TWU wybierałam się od dawna, tym bardziej, że we wcześniejszym nie mogłam uczestniczyć. Pomimo licznych planów znalazłam się w sobotę we właściwym miejscu, dla właściwej Osoby.

Tego wieczoru chciałam po prostu trwać przy Panu Jezusie. Żeby móc w pełni uczestniczyć we Mszy św., udałam się do spowiedzi. Kolejka powoli się przesuwała, a gdy przyszła pora na mnie, ksiądz opuścił konfesjonał. Wtedy po raz pierwszy popłakałam się tego dnia. Tysiące myśli przechodziły przez moją głowę: Dlaczego akurat na mnie musiało paść? Czekałam, aż ksiądz wróci, ale nie wrócił. Zaczęła się Eucharystia, a ja nadal nie byłam w stanie łaski uświęcającej. Aż tu nagle obok zapaliło się światełko, kolejny kapłan zaczął spowiadać. Ruszyłam pełna nadziei w stronę konfesjonału i przystąpiłam do sakramentu pokuty i pojednania. Po przyjęciu Pana Jezusa do serca i zakończonej Eucharystii zaczęła się druga część Wieczoru – modlitwa uwielbienia.

Tego dnia ogarniał mnie niesamowity spokój, a zarazem radość. Jednak samo uwielbienie było dla mnie ciężkie. Od dłuższego czasu z mężem staraliśmy się o dziecko, niestety bez efektów. Wyniki wszelkich badań pozytywne. A jednak coś było nie tak. Zadawałam sobie mnóstwo pytań, dlaczego akurat my. Zastanawiałam się, za co taka kara mogła nas spotkać, skoro tak bardzo pragniemy dziecka w naszym małżeństwie. W pewnym momencie usłyszałam, jak osoba prowadząca mówiła, że Pan pragnie odpowiadać dzisiaj na wszelkie nasze pytania. Nie minęło długo, jak jeden z duchownych przekazał mi kartkę z cytatem z Pisma Świętego – tak Pan mi odpowiedział.

TWU dobiegał już końca. Czułam się już nasycona, dotknięta przez Boga. A On mnie zaskoczył, zostawił sobie mnie na sam koniec. Padły słowa, których się nie spodziewałam. Osoba prowadząca mówiła, że znajdują się tutaj trzy kobiety, które pragną mieć dzieci, a z różnych powodów nie mogą. Pojawiły się łzy, nad którymi nie mogłam zapanować, ciepło ogarnęło całe moje ciało, bo wiedziałam, że jestem jedną z tych trzech osób. To, co dalej usłyszałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pan powiedział, że będę mieć dziecko, zapewnił mnie, że zostanę matką. Piękniejszej wiadomości, i to od samego Boga, nie mogłam usłyszeć. Jestem pełna nadziei i radości, bo wiem, że Pan wysłuchał moich próśb i nie zapomniał o mnie. I za to całe dobro z Jego ręki chwała Panu!

Klaudia, lat 24

 

Moje doświadczenie z ostatniego Wieczoru Uwielbienia jest dowodem, że Bóg do każdego przychodzi inaczej oraz że przychodzi w sposób szczególny w sakramentach. Na ten Wieczór Uwielbienia przyszłam razem z mężem i dzieckiem podziękować za uzdrowienie mojego synka oraz prosić o jeszcze jedno dziecko i aby było ono zdrowe. Przyszłam także ofiarować Panu wszystkie moje rozterki, kłębiące się w mojej głowie pytania i zmartwienia. Poszłam do spowiedzi i tam wydarzyło się coś o ogromnym dla mnie znaczeniu. Bóg odpowiedział na moje wszystkie wątpliwości przez słowa księdza, który mnie spowiadał. Dodam, że ksiądz nie mógł w żaden sposób odkryć, co mi chodzi po głowie, nie powiedziałam o sobie niczego, co dałoby możliwość wyciągnięcia głębszych wniosków na mój temat. Słowa, które usłyszałam od księdza tak bardzo poruszyły moje serce, że nie miałam wątpliwości co do prawdziwości (ja bym powiedziała) proroctwa. Wyszłam z konfesjonału oczyszczona, umocniona, pewna, że idę właściwą drogą, i pewna, że Pan jest ze mną na tej drodze. Wyszłam przekonana, że moim powołaniem jest „być orłem, a nie kurą”. Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny i że to jeszcze nie było Jego ostatnie słowo.

Teraz minęło trochę czasu i nachodzą mnie w wielu sprawach wątpliwości, ale znikają natychmiast, gdy przypominam sobie, że do wielkich rzeczy zostałam stworzona. Ciążyło mi przez całe życie jak kamień u szyi przekonanie, które nałożyli na mnie różni ludzie, że powinnam zawsze pamiętać, jak słaba i beznadziejna jestem. Teraz jestem wolna, bo Pan powiedział mi, że mam wypłynąć na głębię i razem dokonamy wielkich rzeczy. A ja sobie dopowiadam, że nawet jeśli ja jestem słaba, to On za to jest najpotężniejszy i jest przy mnie. Chcę powiedzieć wszystkim, że Jezus Chrystus jest Panem! Jezus Chrystus jest moim Panem! Jest Panem naszych wspólnych planów, jestem dziełem Jego rąk i zamierzam odpakowywać wszystkie dary, jakie złożył w mojej osobowości, i będę się nimi cieszyć i dzielić z tymi, którzy ich otrzymali mniej. Chwała Panu!

Kasia

 

XXIX TWU był moim pierwszym. Było to dla mnie cudowne doświadczenie. Naprawdę czułam się wspaniale podczas całego Wieczoru. Dodatkowo, gdy ksiądz akurat stanął przy mnie i modlił się, poczułam cudowne ciepło i ogromną radość z tego, że Pan Bóg akurat przy mnie się zatrzymał. Wierzę, że dolegliwości zdrowotne ustąpią. Nie wyobrażam sobie nie uczestniczyć w kolejnych Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Chwała Panu!

Sylwia, lat 38

 




Pomoc duchowa