Pomoc duchowa

Nowe świadectwa z wcześniejszych Tyskich Wieczorów Uwielbienia

Składam świadectwo cudu uzdrowienia z ciężkiej choroby nowotworowej mojej córki Bożeny mieszkającej Hamburgu. Ma 47 lat jest matką 4 dzieci. Już po I Komunii Świętej syna w 2011 roku rozpoczęła się walka o jej zdrowie i życie. Ryzykowne operacje dwóch złośliwych nowotworów piersi i  jelita grubego z przerzutami, w ostatnim stadium choroby dawały szanse na 3 miesiące życia. Nastąpiło szybkie, radykalne leczenie, które bez pomocy Boga byłoby trudne do przeżycia. Cała rodzina, bliscy, znajomi, kapłani polskiego kościoła w Hamburgu rozpoczęli „szturm na niebo” prosząc Pana Jezusa i Matkę Bożą o pomoc. Tak między innymi dowiedziałam się o Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie przy parafii pw. bł. Karoliny w Tychach. Zaczęłam regularnie prosić członków diakoni modlitwy z Centrum Duchowości o modlitwę wstawienniczą w intencji powrotu do zdrowia córki Bożeny. Z taką intencją uczestniczyłam też w pięciu Tyskich Wieczorach Uwielbienia.

Pierwszy cud dokonał się w dniu przyjęcia przez córkę sakramentu Namaszczenia Chorych. Nastąpiła widoczna poprawa stanu zdrowia w krótkim czasie. Następujące kontrole w klinikach medycznych dawały kolejne potwierdzenia, że to co dla człowieka jest niemożliwe uczynić może tylko Bóg. Lekarze rozkładali ręce mówiąc: „To tylko siła wyższa. Nie mamy wytłumaczenia” (w załączeniu przesyłam kserokopię z Tumor-konferencji ze szpitala w Hamburgu, gdzie zaznaczono całkowite cofnięcie się choroby)!

Jednak w 2013 roku inny, trzeci nowotwór złośliwy zaatakował drugą pierś mojej córki. Podczas XXIII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia prosiłam Pana Jezusa i Matkę Bożą Fatimską o szczęśliwy przebieg operacji dla córki. Już 23 października odbył się zabieg ze szczęśliwym zakończeniem. Ostatnia tomografia komputerowa jest pomyślna. Trwa jeszcze leczenie kości kręgosłupa i kuracja antyestrogenowa. Stwierdzam ze wzruszeniem, że moja córka narodziła się na nowo. Jestem wdzięczna Panu Jezusowi, Matce Bożej, kapłanom, członkom wspólnoty diakonii modlitwy z Centrum Duchowości w Tychach i wszystkim osobom modlącym się w intencji mojej rodziny. Dziękujemy za zdroje łask, które otrzymaliśmy. Ufamy w Boże Miłosierdzie i wierzymy, że Bóg nas nie opuści. Jezu ufamy Tobie!

Renata


W 2013 roku u mojego syna stwierdzono kamień w woreczku żółciowym i  piasek w nerkach. Modliłam się w tej intencji na XXIII Tyskim Wieczorze Uwielbienia i moje modlitwy zostały wysłuchane. Przy następnym badaniu USG w styczniu 2014r, nie stwierdzono obecności kamienia ani piasku w  nerkach. Mój syn jest zdrowy, za co dziękuję Bogu codziennie w  modlitwie. Należę do Parafii bł. Karoliny Kózkówny w Tychach i 14 czerwca też będę na XXV Wieczorze Uwielbienia. Chwała Panu!

Wiesława


Chcę podziękować Bogu za cud mojego uzdrowienia z choroby nowotworowej. W 2008 roku zachorowałam na raka piersi. Przeszłam ciężkie leczenie: chemioterapię, operację i radioterapię.  Przez kolejne lata trwała hormonoterapia. W 2013 roku  zaczęłam się czuć bardzo źle. Czułam bóle ciała, zmęczenie, coraz trudniej wstawałam z łóżka. Wiązałam to z  hormonoterapią, którą przechodziłam. Bolało mnie coraz bardziej lewe biodro. Lekarze twierdzili, że to z powodu obciążania biodra lewego wywołanego utykaniem po zwichnięciu stawu skokowego w 2006 roku.  Zdjęcia rentgenowskie niczego nie wykazywały. W październiku 2013 roku ból był tak silny, że po kolejnym badaniu wyszła zamiana w kości biodrowej. Czekała mnie operacja, która odbyła się w grudniu. Po zrobieniu badania tomograficznego wyszło, że mam przerzuty do kości w  biodrach, krzyżu, klatce piersiowej. Potwierdził to wynik badań histopatologicznych , które otrzymałam w styczniu. Diagnoza, nie wróżyła dobrze, lekarz w szpitalu poinformowała mnie, że to bardzo poważny stan i przede mną tylko terapia przeciwbólowa. Te wszystkie informacje zewnętrze, które do mnie dochodziły wywoływały jakiś niespotykanie spokojny stan. Byłam gotowa na pójście do domu Pana. Czułam jedność z  Bogiem. Po paru tygodniach przyszło jednak zwątpienie. Nastąpiło zawirowaniu umysłu, emocji, ciała. Czułam się źle. Stan jedności z  Bogiem gdzieś uleciał. Pamiętam jeden czwartkowy, styczniowy  dzień. Leżałam w łóżku słaba, coś we mnie się zapadało, bolała mnie cała klatka piersiowa. Nie umiałam wstać. W tym czasie ból klatki piersiowej i  biodra dokuczał mi, brałam 3 razy w ciągu dnia tabletki przeciwbólowe. Była godzina 13.00 po południu. Powiedziałam do Boga: Boże ja już więcej nie mam siły, zbyt wiele ciężarów na mnie spadło w ostatnim czasie. Jestem zbyt słaba i nie dam rady drugi raz przechodzić tego leczenia.  Jak możesz to mnie zabierz, tylko proszę oddal ode mnie to ponowne leczenie. Moja rodzina płakała i nie wiedziała co zrobić ze mną. Nie był to jeszcze stan agonalny, ale ja czułam się tak jakbym miała umrzeć. Po około godzinie nagle ujrzałam przed sobą białe promienie, potem białą gołębicę i na dole chrzcielnicę. Zaskoczył mnie ten obraz. Co on oznacza pomyślałam? Za kolejne pół godziny nagle poczułam chęć wstania z łóżka, co też zrobiłam. Od tej pory zaczęłam pomaleńku lepiej funkcjonować. To był styczeń. Bardzo też zapragnęłam pojechać 15 lutego na Tyski Wieczór Uwielbienia, o którym usłyszałam od szafarza, który w  drugi dzień świąt Bożego Narodzenia przyniósł mi komunię świętą. Prosiłam Boga, aby mieć na to siły.

Kiedy przyszedł ten dzień czułam się dobrze i na tyle silna aby pojechać. Pojechaliśmy wcześniej, abym mogła usiąść. Byłam jednak przygotowana na to, że wcześniej wyjdę z Kościoła. Kiedy weszliśmy do Kościoła skierowaliśmy się do pięknej bocznej kaplicy. Znaleźliśmy miejsce siedzące. Kiedy tak rozglądałam się  dokoła, nagle mój wzrok przykuł widok zawieszonej gołębicy nad chrzcielnicą. Poczułam ciepło. Pomyślałam: przecież ja ten obraz widziałam we własnym umyśle w pamiętny styczniowy czwartek.  Poczułam przypływ sił. W dalszej części Wieczoru Uwielbienia usłyszałam słowa modlitwy za tych, którzy mają problemy z  kośćmi i problemy z chodzeniem oraz za tych, którzy zmagają się z  nowotworami. To właśnie do mnie są skierowane te słowa -  pomyślałam. To słowa o mojej chorobie. Kiedy ksiądz podszedł do mnie z Najświętszym Sakramentem, fala ciepła przeniknęła do mojej duszy. Na Wieczorze Uwielbienia wytrzymałam do końca. Sześć godzin. To był dar Boży, za który Bogu dziękuję. Od tego czasu zaczęłam czuć się silniejsza.

Rozpoczął się  czas działania Pana Boga. Zewsząd otaczała mnie modlitwa wielu ludzi. Czułam się coraz lepiej.  W maju usłyszałam od lekarza, że tego nie da się wyleczyć. Po tej informacji przyszła myśl: ziemski lekarz nie uleczy, ale poczekam na informacje od lekarza Boskiego. Mój stan z dnia na dzień się polepszał.  Bóle ustępowały. Nie brałam już żadnych środków przeciwbólowych. Pod koniec maja przyszła kolej na konfrontację tomograficzną. Odbyła się ona 29 maja 2014 roku. Wynik miałam odebrać jedenaście dni później. W tym dniu (9 czerwca) poszłam też pierwszy dzień do pracy, bo tak się dobrze czułam. Mój mąż odebrał wynik o godzinie 14.00 po południu. Za 15 minut zadzwonił do mnie. Usłyszałam , że płacze. We mnie był spokój. Przez łzy wyszlochał – choroba cofnęła się, jesteś zdrowa. Potem zapadła cisza. Zaczęłam się modlić, płakać i dziękować. To cud – zaczęli mówić ludzie. Ja też czułam i wiem, że to sprawił Bóg. Wysłuchał modlitw wielu ludzi, a słowa usłyszane podczas Tyskiego Wieczoru Uwielbienia stały się rzeczywistością. Bóg objawił swą moc. Dziękując Mu za tę łaskę, przyjmuję ten dar z bezgraniczną wdzięcznością. Chwała Panu.

  Aleksandra, lat 51.


Nie wiadomo jak i skąd dokładnie 6 grudnia, pół roku przed moimi urodzinami (urodziłam się 6.06 i zawsze przedstawiałam się, że jestem półszatańskim szóstkowym dzieckiem, co teraz wydaje mi się wyjątkowym nomen omen) moja przyjaciółka podczas wspólnego babskiego wypadu zaczęła mówić o Jezusie. Nagle. To było dziwne, bo zwykle reaguję alergicznie na takie wykłady, ale niespodziewanie pozwoliłam jej mówić. Słuchałam. Szarpało mną coś dziwnego, ale nadal słuchałam. W nocy nie spałam. Nawet przekartkowałam Biblię, jakbym chciała się upewnić, ze istnieje. Potem zaciągnęła mnie na 24 TWU, pamiętam jak kłóciłam się z nią w  samochodzie, że nie będę jechać na żadne modły i do tego stać w tłumie wiele godzin, bo moje życie zależy ode mnie. Byłam zła. Większość wieczoru zaciskałam ręce na kurtce, by ich nie podnieść i nie otwierałam ust, by nie śpiewać, choć uwielbiam śpiewać. Tam pierwszy raz przyszedł do mnie Jezus. Nagle. Absolutnie nie czekałam i nie byłam gotowa. Najpierw przyszedł w słowie, prawdziwym, do mnie, o mnie, z moim imieniem. Ta prawda mnie powaliła na kolana. Chwilę potem zalał mnie falami łez i stanął nade mną w Najświętszym Sakramencie odwracając się w  moją stronę w ostatniej chwili, gdy już odchodził w drugą stronę kościoła. Jakby mnie wybrał, zauważył i po mnie wrócił. Stałam twarzą w  twarz. Nic nie rozumiałam. Ale byłam do głębi poruszona. I wystraszona. Potem znowu podstępem przyjaciółka zapisała mnie na Seminarium Odnowy Wiary prowadzone w tyskim Centrum Duchowości. Byłam zdruzgotana i  wściekła, że sobotami będę przemierzać półtoragodzinną drogę w  niewiadomym celu. Miałam nadzieję, że jej się nie spodoba i nie będziemy jeździć. Podczas pierwszego spotkania poczułam jednak gwałtownie, ze wydarzy się coś, o czym nie mam pojęcia. Trochę mnie to zbiło z tropu, ponieważ jako osoba i jako artysta nie robię zwykle rzeczy, których robić nie chcę. Podjęłam próbę. Podczas Seminarium Odnowy Wiary zapisałam się na modlitwę wstawienniczą. Nie wiedziałam, co to jest i  tym bardziej, w jakiej intencji miałabym się modlić, ponieważ otwierały mi się oczy na prawdę, że całe moje życie jest jedną wielką intencją. To było przedziwne, że zdecydowałam się na ten krok, ponieważ nienawidzę mówić do innych o tym, co mnie demaskuje i o czym próbuję zapomnieć. Modlitwa była tak niezwykłym doznaniem i poczuciem Jego bliskości, że chciałam, by nigdy się nie skończyła. To był huragan w moim sercu, nagle poczułam niekończącą się pustkę i tęsknotę za Nim w moim życiu. Gdy wypowiadałam słowa, że przyjmuję Jezusa jako mojego Pana czułam dreszcze na całym ciele, wielkie, gigantyczne wzruszenie i wyzwolenie, że jestem w stanie wypowiedzieć takie słowa sama z siebie. I że naprawdę tego chcę, że chcę, by wreszcie przejął kontrolę. Że jestem już zmęczona... Nie potrafiłam pojąć, dlaczego osobom, które mnie nie znają zależy na moim życiu, gdy do tej pory tylko sama o nie walczyłam, że modlą się o  mnie, za mnie, ze mną. Wszystkie słowa, które usłyszałam były jak dotknięcie moich jątrzących się ran, trafiały w sedno bez najmniejszej pomyłki. Choć była noc siedziałam jeszcze potem długo w samochodzie i  próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło. I dlaczego. I jak to możliwe. Potem za sugestią Księdza postanowiłam skorzystać ze spowiedzi generalnej. Zdarzyło się jeszcze wiele innych znaków, tak ewidentnych, że trudno ich było nie dostrzec. Choć czuję - nie wiele jeszcze rozumiem.

Wczoraj byłam na 25 Tyskim Wieczorze Uwielbienia. I Jezus przyszedł znowu, tak silnie i gorąco, że zaskoczył mnie totalnie. Modliłam się radośnie, cudownie, głęboko, tańczyłam z rękami w górze czując Jego miłość. Byłam szczęśliwa. Nagle, gdy Najświętszy Sakrament zbliżał się do miejsca, w którym stałam niespodziewanie poczułam gwałtownie zimne dreszcze, lodowate, jakbym wpadła pod zamarznięte jezioro. Jeszcze Go nie widziałam, ale już czułam, ze jest za zakrętem i zaraz pójdzie w  naszą stronę. Trzęsłam się cała i przeraźliwie bałam. Moja przyjaciółka przestraszona moim nagłym stanem trzymała mnie w ramionach. Nie umiałam utrzymać się na nogach, bo tak dygotały, że uginały mi się kolana, powtarzałam, że się boję, że muszę uciekać, doznałam paniki, a ręce trzęsły mi się tak bardzo, ze nie potrafiłam ich złożyć. Chciałam wybiec z kościoła. Wiedziałam, że zły walczy o mnie i robi wszystko, bym nie wyszła naprzeciw Jezusowi. Rozglądałam się w tej totalnej panice gdzie mogę się ukryć, bo nie jestem godna, żeby w ogóle do mnie podszedł. Ukrywałam twarz w moich trzęsących się rękach. Nie wiedziałam nawet, że tak potrafię dygotać. Kręciłam się w kółko mówiąc, ze się boję, a moja przyjaciółka pomagała mi zostać w miejscu. Ludzie zrobili mi miejsce, gdy tak dreptałam i wydawało mi się, że zwariowałam, gdy jak przez mgłę widziałam ich przerażone spojrzenia. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ po spowiedzi generalnej chciałam czuć się wreszcie bezpiecznie. Im bardziej ksiądz podchodził, tym bardziej coś odwracało mi głowę w drugą stronę, czułam wręcz fizyczny ból w szyi, jakby ktoś siłą skręcał ją w  lewo. Ustawiałam się tyłem, plecami do Niego. Walczyłam z tym usilnie, myślałam, że umrę ze strachu. Chowałam się poza moją kontrolą za ludzi stojących obok. Strach rozregulował mi wszystkie mięśnie, myślałam, że oszaleję. Jakieś kobiety wokół mnie zaczęły mnie przytulać, trzymać, coś do mnie mówić, że idzie, że już nie muszę się bać, ale ja nie potrafiłam wskrzesić żadnej reakcji prócz drgawek, przerażenia i  lodowatego zimna. Było mi niedobrze, nie czułam nawet jak klękam. Powtarzałam bezgłośnie: Ciebie wybrałam, uratuj mnie. Potem niewiele pamiętam…oprócz fali ciepła, potoków łez i jego troski o mnie. I dotyku. Chwyciłam się jakbym tonęła. Czułam, jak trzyma moją rękę. Gdy tak stał nade mną, pochylał się, poznał mnie, moją beznadziejną duszę i walczył o  nią, moje serce łkało w gorliwej modlitwie o ocalenie. To było absolutnie najpiękniejsze doznanie i trwanie w moim życiu. Jeszcze nigdy niczego tak nie pragnęłam i jeszcze nigdy niczego tak nie otrzymałam. Poczułam, że mnie kocha, że mnie uwalnia, że mnie zabiera za sobą i ze sobą. Błogosławiona Karolina to dom mojej duszy. Czekam na kolejne Tyskie Wieczory Uwielbienia. Czasem w tygodniu przejeżdżam sama te kilometry w korkach, żeby pomodlić się w tym kościele i poczuć wspaniałość i moc tego miejsca. Czuję się wolna. Bezpieczna. Szczęśliwa. Odnaleziona. Za wszystko, co mnie spotkało i co mnie jeszcze spotka -  dziękuję. Chwała Panu.

Monika z Tarnowskich Gór


Pierwszy raz byłam na Tyskim Wieczorze Uwielbienia w styczniu 2013 roku. Pojechałam sama. Dziwne uczucia towarzyszyły mi w czasie tego pierwszego spotkania, patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się, że bałam się nieznanego- pierwszy raz słyszałam modlitwę językami, zastanawiałam się nawet czy to jest możliwe – mówiąc krótko, nie dowierzałam. W czasie tego pierwszego wieczoru dziękowałam Panu, że mnie tu przyprowadził, prosiłam o kierowanie moim życiem, moimi wyborami, żeby były zgodne z wolą Bożą. I chciałabym właśnie dać świadectwo tego Bożego kierownictwa.  Jesteśmy małżeństwem od 20 lat. Po latach starania się o poczęcie dziecka podjęliśmy decyzję o adopcji początkowo  jednej, po jakimś czasie – drugiej, a w zeszłym roku – o trzeciej. Mamy trójkę wspaniałych, kochanych dzieci. Do końca nie wiedziałam jednak czy nasze decyzje są zgodne z wolą Bożą. Na kolejnym TWU, kiedy Pan Jezus przechadzał się między wiernymi powiedziałam w myślach: „Panie, ja wiem, że nie jestem godna, a proszę usłysz mnie”.  Kiedy kapłan z monstrancją minął mnie usłyszałam cicho „Córko, ja tu jestem, miłuję cię i miła jest mi Twoja rodzina”. Łzy radości cisnęły mi się same do oczu – czułam, że to do mnie powiedział Pan. Dziękowałam za te słowa. Prosiłam wtedy, także o  to, żebym mogła przyprowadzić na TWU męża, znajomych, żeby ludzie tak jak ja mogli doświadczyć bliskiej obecności Jezusa. I stało się. Na kolejny TWU przyjechałam z mężem i znajomymi, a na ostatnim XXIV TWU byliśmy większą grupą.

Patrząc wstecz na nasze życie, kiedy przypominałam sobie czas starań o  potomstwo, kiedy z mężem zostaliśmy zakwalifikowani do in vitro, zastanawialiśmy się czy podjąć decyzję o zabiegu sztucznego zapłodnienia, jak to się ma do nauki Kościoła…. Wiem, że przez cały ten czas towarzyszył nam  Jezus - Opiekun, a  my nie byliśmy tego świadomi. Wiem, że nasze dzieci to trzy aniołki wybrane dla nas przez Pana Jezusa. Dziękuję Ci Jezu za to, że dałeś nam dar tak cudownego macierzyństwa Ty wiesz co dla nas najlepsze. Ufam Tobie. Mija półtora roku od mojego pierwszego TWU. Mogę powiedzieć, że Duch Święty kieruje naszym życiem, które zmieniło się – można powiedzieć, że napełniło się modlitwą. Pojechaliśmy na rodzinne rekolekcje, formujemy się  w oazie rodzin, obecność Chrystusa na co dzień stała się bardziej świadoma. Pojutrze kolejny TWU – i  za to wszystko Chwała Panu.

Barbara, 43 lata


XXIV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim kolejnym, wprawdzie nie na wszystkich byłam obecna, ale na wielu byłam choćby tylko dlatego że parafia Błogosławionej Karoliny jest moja parafią. Różne myśli i odczucia miałam będąc na tych pierwszych wieczorach, wielu rzeczy nie rozumiałam. Czasem czułam bliskość Ducha Św., ale podczas XXIV wieczoru zostałam uzdrowiona z dolegliwości cielesnej, bardzo dokuczliwej. Bardzo bolał mnie staw biodrowy i miałam problem z poruszaniem się. Najgorzej było wstać. Jak się trochę rozruszałam to jakoś dzień mijał, ale było coraz gorzej. Idąc do kościoła zabrałam ze sobą składane krzesełko, bo bałam się, że nie dam rady stać. Po powrocie do domu zapomniałam o tym ze biodro mnie bolało i nie zastanawiałam się dlaczego jestem jakby lżejsza i mogę wstawać i siadać bez problemu. O moim bólu zapomniałam, aż ktoś zapytał co z moim stawem biodrowym zrobiłam, że chodzę tak lekko. Dopiero wtedy sobie uświadomiłam kiedy mnie przestał boleć. Teraz wiem ze od czterech miesięcy mnie nie boli i mogę normalnie funkcjonować. Teraz wiem ze Pan zechciał mnie uzdrowić i oto jestem zdrowa i mogę służyć innym. CHWAŁA PANU!

Maria, lat 60


Podczas XXV Tyskiego Wieczoru Uwielbienia, stojąc koło konfesjonału, w  którym od jakiegoś czasu regularnie się spowiadam, ujrzałam napis „złóż swoje świadectwo”. Wcześniej podczas XIX TWU Pan  przemówił do mnie: „za kolumna stoi osoba ze skłonnością  do lekkiej depresji, która wszyscy chcieliby zobaczyć. Kocham Cię i uzdrowię Cię dzisiaj”. Poczułam ciepło na głowie jakby Pan położył na niej dłonie. Miałam się wyspowiadać u najbliżej stojącego księdza. Niestety nie skorzystałam. Pan nie dał za wygraną, bombardował mnie wyrzutami sumienia i posłużył się moja 9-letnią bratanicą, która mi powiedziała: „ciocia idź do spowiedzi”. Zaczęłam  szukać i natrafiłam na charyzmatycznego księdza. Zaczęłam regularnie chodzić do spowiedzi i komunii św. W całym swoim życiu nie byłam tyle razy w komunii św., co przy opiece duchowej tego księdza. Chwała Panu.

Magdalena, lat 40


Na XXIV Tyski Wieczór Uwielbienia miałam wcale nie jechać. Mąż umówił się na wyjazd ze swoimi braćmi, którzy w ostatniej chwili się wycofali. Kilka dni wcześniej zrobił mi się stan zapalny dużego palca u nogi, z  każdym dniem było gorzej i po weekendzie planowałam iść do lekarza. W  dniu wyjazdu bolał mnie kręgosłup, do tego palec i tak mi się nie chciało jechać, ale żal mi było męża, że bracia po raz kolejny go zawiedli, więc postanowiłam jechać. Był to nasz pierwszy Wieczór Uwielbienia i nie wiedzieliśmy jak to wszystko wygląda. Gdy zobaczyłam ile ludzi przyjechało i, że nie ma nawet szansy wejść do środka a o miejscu siedzącym nie było nawet co marzyć to się załamałam bo nie wiedziałam jak wystoję z moim kręgosłupem. Udało nam się wejść do środka, wprawdzie staliśmy w samym tyle, ale jednak. Cały czas prosiłam Ducha Świętego o pomoc, bym wystała. Kręgosłup nie przestał boleć, ale stałam i to było najważniejsze. Kiedy zaczęły się prośby o uzdrowienia poprosiłam o uleczenie mojego palca. Potem jednak wydało mi się to takie głupie, bo ludzie prosili o uzdrowienie z nowotworów a ja o głupi palec. Stwierdziłam, że z moim palcem jakoś dam radę a zaczęłam prosić by Bóg uzdrowił kogoś innego. Po przyjeździe do domu, o ile dobrze pamiętam Wieczór Uwielbienia był w sobotę, w Niedzielę nic się nie zmieniło. W poniedziałek rano gdy wstałam byłam zdrowa. Palec nie bolał mnie ani trochę, jak by nigdy nie był chory. Chwała Panu.

Edyta, 39 lat


Ostatni wieczór był moim trzecim Tyskim Wieczorem Uwielbienia. Za każdym razem wracałam do domu szczęśliwa, uśmiechnięta, pełna spokoju na sercu i nadziei. Ale chcę napisać o  XXIII Wieczorze Uwielbienia, kiedy byłam po raz pierwszy. Przyszłam z kuzynką, która prosiła mnie o  towarzystwo, ponieważ przyjechała z daleka. Wzięłam ze sobą również przyjaciółkę, wiedziałam, ze potrzebuje  ona pomocy. W głowie miałam sporo różnych myśli i mnóstwo intencji. Właściwie to nie wiedziałam na czym się skupić. Całe czuwanie było dla mnie niesamowite, ludzie, ich zachowanie i obecność Pana Jezusa. Nigdy nie zapomnę, gdy poczułam Jego obecność. Miałam wrażenie, że jestem na jakimś polu, gdzie jest jasno i ciepło, a w oddali widzę uśmiechniętego, z rozwianymi włosami kroczącego w moją stronę Pana Jezusa. Ten obraz widzę do dzisiaj. Chcę jeszcze napisać, że na tym TWU wydarzyło się coś jeszcze. Od jakiegoś czasu bardzo bolało mnie kolano, w zasadzie nadawało się do operacji (pęknięta łąkotka), a ja zaplanowałam sobie, że zacznę biegać. Ponieważ mam silny charakter i twardo stąpam po ziemi, jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Oczywiście kolano bolało okropnie. Jadłam tabletki przeciwbólowe, smarowałam żelami, często w nocy budził mnie ból kolana. Pamiętam doskonale jak podczas modlitwy poproszono, aby uklękły osoby z chorymi stawami, było nas bardzo wielu. Klęczałam prosząc o pomoc. Nie czułam ciepła tak jak inni podczas uzdrowień, ale ja czułam się jakoś inaczej, lekko. Do końca Wieczoru modliłam się, raz śmiałam, raz płakałam. Jak mocno się zdziwiłam, gdy po kilku dniach przebiegłam 5 km, wróciłam do domu i z przyzwyczajenia otwarłam szafkę z lekami, aby jak zwykle je zażyć, posmarować kolano. Zrobiło mi się słabo ze zdziwienia, ponieważ nic mnie nie bolało. W nocy również nie czułam żadnego bólu, ani każdego następnego dnia. Biegam prawie codziennie i nic mnie nie boli. W tym dniu wydarzyło się coś jeszcze i bardzo bym chciała, aby napisała o tym moja przyjaciółka, której życie się bardzo odmieniło. Ja wiem, że Pan Jezus jest wśród nas, ze opiekuje się i pomaga. Ciągle to czuję. I wiem, ze dzięki Niemu jestem taka szczęśliwa i wszystko mi się w  życiu układa. Z całego serca każdego dnia za to dziękuję. Mam tyle siły w sobie, że mogłabym każdemu z osobna i wszystkim razem bez skrępowania i wstydu o tym wszystkim opowiadać.

Iza, lat 40


Byłam po raz pierwszy w Tychach w październiku 2013 r na Wieczorze Uwielbienia. Nosiłam w sercu smutek, przyjechałam powiedzieć Bogu o tylu sprawach z życia mojego i bliskich (nastoletnich dzieci, chorego męża). W czasie modlitwy o uzdrowienie, już pod koniec poczułam kilkakrotnie niesamowite ciepło w moim ciele w okolicach klatki piersiowej (nie było innego wytłumaczalnego źródła tego ciepła jak Boże działanie, bo stałam blisko drzwi i o tej godzinie było już bardzo zimno na zewnątrz). Jednocześnie jakiś „film” rozgrywał się w mojej głowie i obrazy związane ze strachem z dzieciństwa i dorosłego życia dotyczącym tematu alkoholu w  naszej rodzinie. Od tego czasu mam pokój serca, Jezus uleczył mnie z  tego bólu. CHWAŁA PANU! Dzięki Niemu z większym miłosierdziem patrzę tez na ludzi mających problem z alkoholem. I w moim uleczonym sercu nosze słowa „definiuje nas dobro”.

Asia, lat 45


 


Świadectwa z XXV TWU

XXV Tyski Wieczór Uwielbienia był jednym z wielu, w których mogłam uczestniczyć. Nie było jeszcze takiego gdzie Pan Bóg pominąłby moją osobę. Doświadczałam uzdrowień wewnętrznych, przemiany serca, wsparcia w  konkretnych sytuacjach, a także umocnienia w chwilach trudnych. Każdy z  tych wieczorów zapewniał opiekę i troskę Boga o nie w moim życiu. Przychodził Jezus coraz bardziej i coraz bliżej, jednocześnie dając jeszcze większe pragnienie Jego samego. Moje serce coraz bardziej zaczęło kochać, otwierać się na Boga i ludzi. Dzięki temu również owoce tego są w mojej rodzinie, nawrócenia i coraz lepsze relacje. Jednak tego wieczoru miałam potrzebę jeszcze bardziej Jezusa zaprosić do tych rodzinnych relacji. Są często tak uwikłane i trudne, że ludzkie podejście często pozostawia mnie bezradną. Na szczęście dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. W chwili kiedy dotknęłam Jezusa w Najświętszym sakramencie i oddałam Mu swoje serce usłyszałam, jak mówi do mnie, że przyjdzie do relacji w mojej rodzinie. Wierzę Mu i już raduje się moje serce na myśl o łasce, której dostępuje moja rodzina. Kocham Cię Jezu. Twój pokój zagościł we mnie, dziękuję. Chwała Panu.

Teresa 


XXV Wieczór Uwielbienia był moją kolejną wizytą w Tychach. Zawsze towarzyszyły temu wielkie emocje, ale tym razem wydarzyło się coś wyjątkowego. Po tym jak porzucił mnie człowiek, z którym wiązałam swoją przyszłość, mój świat się zawalił. Ta z pozoru banalna sytuacja doprowadziła mnie na skraj obłędu. W jednej chwili straciłam kilka osób, które były mi bliskie. Przez kilka miesięcy miałam problemy z normalnym funkcjonowaniem, sama już siebie nie poznawałam. Do Tychów przyjechałam, prosząc by Jezus przeniknął moją duszę, by zabrał cały ten smutek, wszystkie wątpliwości i lęki, którymi byłam otoczona. W myślach powtarzałam, „Jeśli tylko tego chcesz, ulecz moją duszę, Panie. Tylko Ty potrafisz tego dokonać”. Nie ustawałam w modlitwie, czekałam, a moja twarz zalana była łzami, których nie potrafiłam opanować. Nagle usłyszałam wezwanie „Jezus szczególnie spojrzał na osoby porzucone, osamotnione”. Czułam, że to odnosi się między innymi do mnie. Całe moje ciało ogarnęło poczucie ogromnego ciepła, w sercu poczułam lekkość, jakby cały ciężar, który zbierał się w mojej duszy, wszystkie rany -  zniknęły. Jezus uzdrowił moje serce, uleczył moją poranioną duszę, za co zawsze będę Mu wdzięczna. Dziękuję, że mogłam uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu, że mogłam być świadkiem cudów, o których trudno nawet opowiadać. Nie bójcie się zawierzyć Panu swego życia, On jeden wie, jakimi ścieżkami nas kierować. Za całe uczynione dobro i  bezgraniczne Jego miłosierdzie, chwała Panu!

Katarzyna, lat 21


Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyszliśmy razem z mężem i animatorem z  naszego kręgu Domowego Kościoła. Spóźniliśmy się z powodu spotkania kręgu. Kiedy szliśmy do kościoła od strony Kauflandu towarzyszyły nam dźwięki muzyki festynowej. Zbliżyliśmy się do kościoła, ludzie stali również na zewnątrz. Nagle atmosfera się zmieniła: odczułam przenikającą mnie Bożą Obecność, obfitość łask. Podczas Komunii św. weszliśmy do środka, przyjęłam Pana Jezusa do serca. Potem rozłożyłam krzesełko. Po odczytaniu świadectw, podczas modlitwy uwielbienia przed Najświętszym Sakramentem obecność Boża w mym sercu była tak wielka, że przenikała również moje ciało, które zastygło w bezruchu. Dobrze, że siedziałam, gdyż inaczej na pewno upadłabym na posadzkę, jak to mi się zdarzyło półtora roku temu też w Tychach. Bóg działał w mym sercu bez mego wysiłku. Podczas przechodzenia Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a  szczególnie podczas błogosławieństwa końcowego łaska Pana jeszcze się wzmogła: padłam na kolana i pokłoniłam się do ziemi przed Panem. Dopiero po schowaniu Najświętszego Sakramentu odzyskałam władzę nad swym ciałem, w duszy ciągle był Jezus. W trakcie powrotu dwa razy mój mąż przegapił zjazd na Katowice. Normalnie zaraz bym to skomentowała, jednak teraz zachowałam milczenie i pokój serca. Niech żyje Jezus! Piszę to świadectwo, chociaż nie zostałam uzdrowiona z żadnej z moich chorób fizycznych, ale szczęście, które daje Jezus, żyjący w duszy daje wszystko. Modlący się Kościół posiada niezwykłą moc ściągania mocy Bożej na ziemię. Chwała Panu!

Sabina, lat 50


Na Mszę świętą i Tyski Wieczór Uwielbienia przyjeżdżam od około 3 lat. Zazwyczaj po spowiedzi, nazwijmy to w miarę mocny w Panu. Na XXV wieczór przyjechałem, nieprzygotowany rozbity wewnętrznie problemami z  mijającego tygodnia. Głównym problemem był mój stosunek do pracy, tej dodatkowej, którą wykonuję dorywczo raz w miesiącu, albo, jeżeli jest możliwość kilka razy w miesiącu. Mimo, że wykonuję ją już od 11 lat, często (albo nawet zazwyczaj) dzień przed tą pracą byłem podenerwowany, pełen pretensji do żony, dzieci, otoczenia – słowem pełen braku pokoju i  zapanowania nad sobą. Po tej pracy jak zwykle rozbity zawsze sobie mówiłem - następnym razem już tak nie będzie, będzie lepiej, zapanuje nad sobą i sytuacją. Podczas wieczoru, w czasie szczególnej modlitwy do Ducha Świętego, pojawiła się prośba abym oddał ten problem z dodatkową pracą - gdy powiedziałem Panu ‘tak’ na to, że jest ona dla mnie problemem, nad którym nie panuję - pojawiło się pytanie jakby o ciąg dalszy, czy oddaję nie tylko ostatnie zdarzenie, ale wszystkie poprzednie prace z tych 11 lat. Pojawiły mi się one jak góra lodowa, a  raczej ta część, która jest pod wodą (około 9/10) – znowu mówię „tak” na to wszytko co było.  Ale ulga, z całym balastem nieradzenia sobie z  tematem, nie tylko pojedynczy dniem pracy, mogłem zwrócić się do Ducha Świętego. Myślałem sobie, że dotkniecie całości tematu pracy dodatkowej jest kwintesencją tej modlitwy, że teraz to już kwestia zawierzania. A  tu znowu pytanie – te prace podjąłem gdy zwolniony zostałem z pracy. Co z  tym przełożonym, który niespodziewanie mnie zwolnił? Już kiedyś modliłem się za niego, wobec mówię „tak”, dziękuję za tę osobę. No cóż, ostatnio gdzieś  przypominane mi było targowanie się Abrahama z Bogiem o  uratowanie Sodomitów. A tutaj pytania ciąg dalszy, o coś a raczej o kogoś, którego intrygi sprawiły moje zwolnienie. Tego nigdy nie przerabiałem dotychczas na modlitwie. A ponieważ, na wieczorze, była to modlitwa trochę szczególna, bo z Duchem Świętym, szybka decyzja bez targowania się „tak”, dziękuję za Tą osobę, i za wszystkie dalsze wydarzenia wynikłe dla mnie po zwolnieniu. Dziękuję Duchu Święty, za te wewnętrzne łzy radości, za ten prawie, że zapomniany pokój i możliwość swobodnego zwracania się do Ciebie, który nastąpił po tym może przydługim, ale cierpliwym Twoim pytaniu się o konkretne sprawy. Chwała Panu, za cierpliwość! Nie napisałbym tego, gdyby nie na samym końcu wieczoru prośba prowadzącego (może nawet trochę natrętna), aby nie zachowywać dla siebie darów, ale próbować się z nimi dzielić np. poprzez świadectwo.

Krzysztof, lat 52


Chcę oddać chwałę Bogu i zaświadczyć jak porusza moje serce i działa w  moim życiu. Bardzo potrzebowałem przyjechać na XXV wieczór uwielbienia. Nasza rodzina szczęśliwie się powiększa, ale ja nie potrafię znaleźć lepiej płatnej pracy. Wiem, że Jezus troszczy się o nas, ale czasami przychodzą chwile zwątpienia. Tego wieczoru szczególnie poruszyły mnie słowa, że codziennie możemy przeżywać uwielbienie w naszych rodzinach na wspólnej modlitwie. Niestety, choć należymy do Oazy Rodzin w ostatnich miesiącach zaniedbałem modlitwę rodzinną, więc odebrałem te słowa, jako wezwanie do odnowy naszej rodzinnej modlitwy. Zrozumiałem też na nowo, jakim cennym jest ona skarbem dla naszej rodziny. Zrodziło się też w  moim sercu pragnienie naśladowania  Jezusa miłosiernego. On tyle razy mi wybacza, a ja niestety mam tendencje do pielęgnowania urazów. Teraz staram się przebaczać od razu w swoim sercu. Wielkim umocnieniem dla mnie były słowa skierowane do zatroskanych ojców rodzin, w których Jezus zapewniał, że jest z nami i podołamy spotykanym trudnością, bo On obdarza nas swoją łaską i niesie na swoich ramionach. Dziękuję Ci Jezu, chwała Tobie i cześć.

Piotr, lat 39


Napiszę krótko. Choć wszyscy, z którymi się umawiałam na przyjazd w  ostatnią sobotę TWU zrejterowali, przewalczyłam poddanie się w sobie i  wbrew późnej porze przyjechałam. I wiem, że miałam z Wami być. Jezus przyłapał mnie na gorącym uczynku - pomimo wielkich obietnic i chęci uwielbienia Go, przyszłam „celebrować swoje smuteczki”. Ksiądz Piotr nazwał to w punkt. To dowód na działanie Ducha Świętego. Z ludzkiego punktu widzenia jestem życiowym bankrutem - bez pracy, bez pieniędzy, bez kontaktów i sukcesów. Na dodatek z wieloma mniej, lub bardziej dojmującymi chorobami. Nawet dawałam szanse Panu Bogu na uzdrowienie mojej krótkowzroczności i zostawiłam okulary w torbie, ale... jeszcze nie teraz. Jeszcze muszę je nosić. Trudno mieć serce pełne uwielbienia żyjąc na marginesie życia, będąc wykluczonym i jak już pisałam powyżej -  po ludzku niewartym znajomości. Ale pomimo i wbrew ufam, że Jezus mnie kocha i wyprowadzi z tej nocy ciemnej w najwłaściwszym momencie. Że jest ze mną i tylko dzięki niemu żyję. Nie mam depresji, myśli i prób samobójczych. Że to, co przeżywam i w czym muszę się co dzień odnajdywać, jest Mu potrzebne. Jest mi potrzebne. Wszyscy słyszeliśmy, jak podczas uwielbienia zły duch demonstrował swoją obecność. Wtedy się popłakałam z przerażenia. Nie ze strachu. Nie było go we mnie. Z  przerażenia, że to zło jest takie bliskie, namacalne i mogę dać mu szansę, żeby we mnie zapuściło korzenie. Jezus pokazał mi wtedy, że mam mu jeszcze wiele do oddania i pokazania, ale dopóki będę przy Nim, nic złego mi się nie stanie. Nic złego mnie nie spotka. Bo jestem „Jego umiłowaną córką i strzeże mnie, jak źrenicy oka”. I że Kościół jest moją Wspólnotą a sakramenty tym darem, którego nic mi nie zastąpi. Kocham Cię Trójco Święta moim małym, upartym sercem. Zmieniaj mnie według Twoich planów!

Joanna, lat 37


XXV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim kolejnym, mimo że wcale nie planowałam jechać. Nie czułam się najlepiej, ale koleżanka miała wolne miejsce w samochodzie i zapytała czy pojadę. Zgodziłam się. Byliśmy wcześnie i dręczyło mnie pytanie, w jakiej intencji ofiarować tę modlitwę. Gdy już zaczęła się modlitwa bardzo chciałam dotknąć Jezusa, którego wcześniej przyjęłam do serca. Chciałam by na mnie spojrzał, ale byłam za daleko. Gdy kapłan przechodził wyciągnęłam rękę i Pan Jezus już pokazał mi, że mnie widzi. Modliłam się w ciszy, gdy prowadzący powiedział: Jezus chce przyjść do Kasi, która ma w sercu pełno ran zadanych przez rodziców, ma także zakłamany obraz własnej wartości, nosi w sercu ból i nienawiść. Modliłam się jeszcze bardziej. Pojawiły się wątpliwości czy to na pewno do mnie. Prowadzący powiedział, że takich osób jest więcej. Poczułam smutek i niepokój, serce zaczęło bić coraz mocniej i nie bardzo wiedziałam, co mam robić i dalej usłyszałam, że Jezus prosi by te osoby powierzyły mu te sprawy w sakramencie pokuty. Poczułam potrzebę zawierzenia relacji mojej z tatą i poszłam do księdza. W chwili ciszy usłyszałam niedosłownie „módlmy się za te wszystkie osoby z poranieniami a w szczególności.... i Katarzynę” Jezus powiedział mi, że miłość Jego mi wystarczy On mnie nie zostawi. Gdy kapłan modlił się nade mną poczułam drganie całego ciała a po nich ogromny pokój w  sercu i radość. Wiem to, że Bóg będzie działał dalej, ale owoce już są widoczne, ponieważ nienawiść do siebie i innych już nie ma miejsca w  moim sercu, bo gości w nim miłość samego Boga. Niesamowity pokój i  poczucie bezpieczeństwa to coś, czego mi brakowało i prosząc to otrzymałam. Nauka zaufania Jezusowi jeszcze przede mną, ale wiem, że to On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Za wielką miłość, jaką Bóg obdarza każdego dnia każdego człowieka. Chwała Panu!

Kasia, lat 17


Pragnę podzielić się swoim świadectwem z XXV Wieczoru Uwielbienia w  Tychach, był to mój drugi Wieczór Uwielbienia. Nie myślałam o sobie modliłam się za moja rodzinę, ale w trakcie Wieczoru odczuwałam silny ból promieniujący od dużego palca u nogi. Od ponad roku nie mogłam założyć butów na wysokim obcasie z powodu osłabiającego bólu, który promieniował od kości dużego palca. Pomyślałam wtedy a może ustąpi mi ta dolegliwość, podczas modlitwy za osoby cierpiące na choroby kręgosłupa... i osoby, które maja chore stopy, odczułam lekkie ciepło i  ból ustąpił. Mogę chodzić bez bólu (również w butach na obcasach). Chwała Panu.

Alina


Zadzwoniła do mnie moja znajoma Iwona i zapytała czy z Dominiką (moją córką) nie pojechałybyśmy z Weroniką (córką Iwony) na Tyski Wieczór Uwielbienia (czerwiec br). Wyjaśniła że to taka msza na której modli się o uzdrowienie, łaski dla najbliższych a także dla siebie i taka msza z modlitwą trwa ok.3 godzin. I dobrze żeby Dominika pojechała, bo bardzo się pogubiła, chociaż to moje jedyne zdrowe dziecko. To akurat była prawda, więc się zdecydowałam i zabrałam jeszcze pięcioletniego synka Szymonka, który ma orzeczoną niepełnosprawność z powodu przewlekłego zapalenia krtani a ponadto refluks żołądka i puchnie po ukąszeniu komara, co może doprowadzić do zgonu, gdy pomoc nie będzie udzielona na czas. Zabrałam go, choć nie wiedziałam jak dam z nim radę. W domu została z teściową moja najstarsza córka Magdalena, która również posiada orzeczenie o niepełnosprawności z powodu upośledzenia umysłowego, padaczki, skoliozy, wady wzroku. Więc pojechałam modlić się o  cud dla moich dzieci żeby wyzdrowiały, a dla Dominiki żeby odnalazła właściwą drogę i znowu zaczęła się uczyć i była szczęśliwa jak przed gimnazjum. Dla siostry by w końcu poszła do lekarza, bo bardzo cierpiała, a jeszcze bardziej bała się lekarzy, by się przełamała. Podziękować za mojego męża to najlepszy człowiek na ziemi jakiego spotkałam. Na końcu dodałam, że jeśli lista nie jest dla Boga za długa to w pakiecie poproszę o to by nogi mi nie sztywniały i kręgosłup mniej bolał bym mogła  opiekować się Magdą i Szymkiem, ale dzieci i siostra są najważniejsi. Wróciliśmy i cały czas czekałam czy coś się zmieni i po trzech dniach zdałam sobie sprawę, że nogi mi nie zesztywniały ani razu. Ale poczekałam do niedzieli, bo nic tak źle nie działało na moje nogi jak posadzka w kościele. Kiedy klękałam dzieci pomagały mi wstawać albo musiałam się przytrzymać się ławki, bo tak normalnie to się nie dało. Jakie było zaskoczenie Dominiki, kiedy kiwnęłam głową, że nie potrzebuję pomocy przy wstaniu ani przy staniu, że nogi nie zdrętwiały natychmiast jak wcześniej. Okazało się, że moja siostra jest w ciąży i we wrześniu urodzi. Dziecko jest zdrowe jak na tą chwilę i mam nadzieję, że ta historia będzie taką ze szczęśliwym zakończeniem. Bogu niech będą dzięki za to, co dostałam a na resztę będę cierpliwie czekać i modlić się!!!

Emilia, lat 33


Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam pierwszy raz. Wyjazd zaproponowała mi moja przyjaciółka. Pomyślałam, że dobrze mi to zrobi i  pojechałam. Byłam ciekawa, co mnie na nim spotkam, bo wiele nasłuchałam się na temat tego, co się na nim dzieje. Jednak sama chciałam się na własnej skórze przekonać jak to jest naprawdę. Najpierw była msza, potem nadszedł czas na modlitwy w konkretnych intencjach. Pierwszą z nich była modlitwa za osoby, które zagubiły się w ostatnim okresie swojego życia, za to, co przeżyły – nie pamiętam już dokładnie słów prowadzącego, ale pamiętam, iż gdy tylko usłyszałam pierwsze słowa, serce zaczęło walić mi jak oszalałe, moje ciało przeszedł dreszcz i  zaczęłam płakać takim prawdziwym, nieukrywanym, potrzebnym i kojącym płaczem. Czułam, jakby te słowa były skierowane właśnie do mnie. Jestem tego pewna, bo czułam to cała sobą. Bardzo pragnęłam, żeby Pan Bóg mnie ukoił, choć i zrobił naprawdę wiele. Pomógł mi wstać i się pozbierać po moich przeżyciach, pomógł mi przetrwać i otworzył moje serce na drugiego człowieka, którego poznałam w krótkim czasie po TWU, a o którego się tak modliłam i nadal się modlę, żeby Bóg upewnił mnie, że to osoba mi pisana. Dziękuję Ci Boże z całego serca za to, co dla mnie zrobiłeś.

Weronika, lat 23


Na XXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam modlić się za córkę Kasię, która jest po drugim przeszczepie wątroby. Gdy okazało się, że znowu drogi żółciowe zawodzą, wyniki coraz gorsze i córka nie mogła spać z powodu nieznośnego swędzenia skóry, pozostał ostatni ratunek, JEZUS. Zaczęła następować stopniowa poprawa, ale ze strachem czekaliśmy na kolejne badanie we wrześniu. Czwartego września dowiedziałam się, że wyniki córki są bardzo dobre. Chwała Panu!

Rita


Cieszę się, że mogę dać świadectwo, łaski Bożej, której doświadczyłam na XXV Wieczorze Uwielbienia i doświadczam w całym życiu. Pierwszy raz piszę jakiekolwiek świadectwo. Jestem osobą chorującą psychicznie od 11 lat. Trzy razy z przymusu byłam w szpitalu psychiatrycznym, raz dobrowolnie. Ponieważ moje psychozy dotyczą złego ducha, miałam kontakt z  kilkoma egzorcystami z różnych diecezji. Zły duch nie ujawnił się we mnie, ale zawsze był niepokój, że może jest jeszcze nierozpoznany. I  taki niepokój, gorąco i duszno zrobiło mi się podczas procesyjnego wejścia kapłanów i służby liturgicznej na XXV Wieczorze Uwielbienia. Oddawałam się Matce Bożej i błogosławionej Karolinie. Gdy rozpoczęła się Msza św. uspokoiłam się. Podczas kazania Kapłan wspominał ks. prof. Szymika, którego teksty czytałam w Gościu Niedzielnym i bardzo mi się podobają; Ojca św. Benedykta XVI, który jest mi bliski oraz błogosławioną Chiarę Badano, której zdjęcie wisi w moim pokoju, od której pragnę się uczyć oddania Jezusowi. Ona zrobiła to przez 25 min, a  ja nie potrafiłam uczynić tego przez 36 lat. Cała msza św. była piękna, choć mi podoba się na każdej Eucharystii, nawet gdy jest tylko kilkoro wiernych w kaplicy, czy kościele. Odczuwałam równocześnie radość i  niepokój. Radość, że tu jestem i niepokój, że zły może za chwilę ujawnić się we mnie. Uspokajałam się widząc osoby porządkowe w żółtych chustach. Wiedziałam, że one mi pomogą, jeśli by coś się zaczęło dziać, a  przede wszystkim byłam w Domu Bożym z kapłanami i siostrami zakonnymi. Wiedziałam, że mi pomogą. Kiedy nadszedł moment komunii św., bardzo chciałam przyjąć Pana Jezusa, lecz ksiądz odsuwał się w inne miejsce. Myślałam, że Pan Jezus nie chce przyjść do mojego serca. Gdy otrzymałam Hostię, byłam już spokojna i wdzięczna Jezusowi za Jego samego. Podczas adoracji wystawionego Najświętszego Sakramentu wybrałam sercem Pana Jezusa na mojego Pana i Zbawiciela. Czego nie potrafiłam uczynić podczas oazy I stopnia Ruchu Światło- Życie w Muszynie-Złocka, a na który to moment czekałam 21lat. Ogromnie się cieszę i pragnę przyprowadzić do Pana, moich bliskich w różny sposób poranionych, schorowanych i ubogich, by ich także dotykał i byśmy mogli Go uwielbiać, Chwała Panu. O Trójco Przenajświętsza uwielbiam Cię.

Aneta, lat 36


Wybierałam się drugi raz na Tyski Wieczór Uwielbienia, gdy dwa dni wcześniej moja wnuczka Dorotka uległa wypadkowi, po którym pozostała w  śpiączce. Jeszcze tej samej nocy gorąco prosiliśmy o modlitwę rodzinę, przyjaciół i znajomych. W intencji odzyskania przez nią zdrowia modliły się wspólnoty i kapłani. W dwa dni po wypadku wzięłam udział w Tyskim Wieczorze Uwielbienia, prosząc Ojca Dobroci i Łaski o przywrócenie nam Dorotki. Dwa dni później Dorotka wybudziła się ze śpiączki i dzięki staraniom lekarzy przez kolejne dwa tygodnie odzyskiwała funkcje umysłowe i siły fizyczne. Miała jednak trudności z oddychaniem i  planowano zabieg chirurgiczny na krtani. Dalsze dwa tygodnie leczenia i ciągle zanoszone do Pana Boga modlitwy (także za wstawiennictwem św. Rity i św. Jana Pawła II) przyniosły poprawę zdrowia do tego stopnia, że zabieg okazał się niekonieczny. Dorotka jest taka jak przed wypadkiem. Modlitwy tak wielu życzliwych osób zostały wysłuchane przez Miłosiernego Boga. Bardzo dziękujemy za modlitewne wsparcie! CHWAŁA PANU!

Urszula


Pragnę podzielić się świadectwem z mojego uzdrowienia. W lutym 2014 roku byłam wraz z Oazą Dorosłych na wyjeździe integracyjnym. Od dłuższego czasu bolała mnie pięta, był to bardzo intensywny ból, utrudniający chodzenie. Podczas modlitwy Pan Jezus powiedział do nas, że przychodzi leczyć nasze stopy. Od tego czasu ból bardzo zelżał a  całkowicie zniknął po Wieczorze Uwielbienia, który odbył się po naszym powrocie. Od tego czasu ból już nie powrócił.

To nie jest jedyne uzdrowienie, którego doświadczyłam podczas Wieczoru Uwielbienia. Chciałabym się podzielić jeszcze jednym uzdrowieniem, które miało miejsce na jednym z pierwszych TWU. Miałam bardzo mocny ból biodra a co za tym idzie trudności z chodzeniem i staniem. Po tym TWU, chociaż nie prosiłam i nie modliłam się w tej intencji zostałam uzdrowiona. Chociaż minęło już kilka lat, ból nie powrócił. Chwała Panu!

Iwona


Na XXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z mężem, mamą i jej koleżanką. Był to trzeci taki wyjątkowy wieczór. Przyjechałam aby szczerze porozmawiać z Jezusem i powiedzieć mu o moim wielkim bólu który nosiłam w sercu. W lutym bieżącego roku zmarł mój 3 miesięczny syn Miłosz. W moim sercu rodziło się pytanie Czy już nie cierpi i czy jest mu dobrze tam w niebie? Opanował mnie ogromny smutek i żal. W tym momencie usłyszałam słowa: „Kobieto, czemu płaczesz, twój syn żyje!!!”. Wiedziałam od razu że te słowa zostały skierowane do mnie. Poczułam że powinnam otworzyć oczy choć były zalane łzami i spojrzeć w lewą stronę. Okazało się że Jezus ukryty w Najświętszym Sakramencie błogosławi mnie, mojego męża i moją mamę. Moja mama przyjechała po raz pierwszy. W jej sercu rodziło się pytanie co stało się z jej mężem i wszystkimi zmarłymi którzy odeszli już do wieczności. Do niej też padły słowa poznania: „Nie płacz twój mąż i twoi bliscy zmarli żyją”. Jedno poznanie za drugim i odpowiedz na nasze pytania. I taki spokój i zapewnienie że nie mamy się już martwić o naszych bliskich. Ona także poczuła że Jezus jest bardzo blisko. Chwała Panu!!!

Magdalena i Bogusława


W sobotę byłam po raz pierwszy na Tyskim Wieczorze Uwielbienia, jestem pod ogromnym wrażeniem. Od dawna zmagam się problemami. Od września miałam odprawione przez księdza trzy egzorcyzmy. Przyznam szczerze że wiele mi nie dały, na chwilkę było dobrze, a później podwajało moc. Na ostatnim spotkaniu ksiądz egzorcysta stwierdził, że nie jest w stanie już nic zrobić i mam poszukać parafii w której odprawiana są Msze z  modlitwą o uwolnienie. Przeszukując internet natrafiłam na TWU (to był chyba kwiecień jak dobrze pamiętam). Czas do czerwca był odległy, próbowałam w międzyczasie „znaleźć” w innym kościele wspomnianą Mszę. Kiedy nadchodził termin zwyczajnie w świecie zapominałam o nim. Około trzech dni przed TWU przypomniało mi się, że nadchodzi 14.06 i „coś” w  tym czasie ma być. W jednej chwili mnie oświeciło i już wiedziałam o co chodzi. Po wejściu do kościoła od razu ustawiłam się do spowiedzi, kolejka była na prawdę spora. Przez pierwsze 10 min trochę się „ruszyło” do momentu Komunii św. kolejka ani drgnęła. Nagle „skurczyła” się o ¾ , już się zbliżyłam do konfesjonału na tyle że powinno starczyć „niewiele” czasu abym była wyspowiadana. Nic z tego, kolejka znowu ani drgnie. Kiedy zaczęło się czuwanie a ksiądz chodził z Najświętszym Sakramentem po kościele, ja byłam już bliziutko konfesjonału, prowadzący zaczął modlić się w poszczególnych intencjach. Kiedy ksiądz zbliżał się z Najświętszym Sakramentem w moim kierunku usłyszałam że zostaną uwolnione trzy, a za moment słyszę że to mają być cztery osoby obok których obecnie przechodzi. Kiedy zostało powiedziane „cztery osoby” chciałam iść do konfesjonału bo nadeszła moja kolejka, i doznałam „szoku” ludzie stali dosłownie jak kłody, twardzi, nie można było przejść, jakby „coś” mnie blokowało żebym jeszcze nie odeszła z tego miejsca, odwróciłam się i w tym momencie spojrzałam na Najświętszy Sakrament który był obok mnie. Niestety z nadmiaru emocji, również z  pilnowania kolejki nie usłyszałam dokładnie, jakie słowa wypowiadał prowadzący. Chcę jeszcze wspomnieć że w trakcie czekania do spowiedź czułam ciepło na całej długości rąk (ręce miałam swobodnie opuszczone i  złączone na dole) jakby „ktoś” mnie chustą otulił a ręce i ramiona tworzyły serce. Chwała Panu.

Ewa




Pomoc duchowa