Pomoc duchowa

XXII Tyski Wieczór Uwielbienia - wybrane świadectwa

Niepublikowane świadectwa z wcześniejszych Tyskich Wieczorów Uwielbienia

Po raz pierwszy na Tyskim Wieczorze Uwielbienia pojawiłem się za namową brata, był to XVII TWU. Wcześniej kilka razy byłem na spotkaniach modlitewnych Szkoły Nowej Ewangelizacji. Do tego czasu moje życie pełne było buntu, smutku oraz nienawiści. W czasach dzieciństwa byłem blisko Boga, później stopniowo zaczynałem się od Niego oddalać. Mój bunt przeciwko otaczającemu mnie światu odzwierciedlałem w przynależności do subkultury punkowej. Manifestowałem go prowokacyjnym zachowaniem, strojem, nieumiarkowanym piciem alkoholu oraz ciągłym imprezowaniem. Z  biegiem czasu w moim sercu zagościła chorobliwa nienawiść do dziewczyny, którą kiedyś kochałem. To wszystko pogrążało mnie w ciągłym smutku, który doprowadził mnie do psychiatry. Alkohol nie dawał ukojenia, coraz częściej sięgałem po narkotyki oraz leki. Mimo bardzo licznego grona znajomych, dużego szacunku, którym darzyli mnie inni ciągle czułem się bezsilny, samotny oraz smutny. Z tego wszystkiego uzdrowił mnie Jezus Chrystus. To On dał mi nowe życie kolejno usuwając z niego alkohol, narkotyki, nienawiść. Dzień poprzedzający XVII TWU był ostatnim dniem, w  którym zażywałem narkotyki. Dzisiaj już blisko 2 lata nie pije alkoholu, ponad 1,5 roku nie zażywam narkotyków, mam nowe towarzystwo, jestem szczęśliwy. W przyszłym roku, z moją narzeczoną, w której życiu Bóg również dokonał wiele dobra, planujemy zawrzeć Sakrament Małżeństwa. Chwała Panu!

Paweł 26 lat


Razem z żoną byłem na XVIII Tyskim Wieczorze Uwielbienia, gdyż zachęcił nas do tego ksiądz w spowiedzi. Pojechaliśmy chętnie, choć żona po naświetlaniach nie czuła się najlepiej. Kilka dni po TWU mieliśmy dostać ostateczne wyniki, które miały przesądzić o konieczności operowania guza (byłaby to już 3 operacja). Podczas Wieczoru Uwielbienia prosiliśmy o zdrowie dla żony i  o dziecko. Podczas czuwania wezwano wszystkie osoby z chorobą nowotworową by podniosły ręce do góry. Żona uniosła je niezbyt wysoko z  wiadomych powodów. Po zakończeniu wieczoru uwielbienia wróciliśmy do domu i tak zakończył się ten dzień. Kilka  dni później otrzymaliśmy wyniki rezonansu i ku naszej uciesze guz przestał rosnąć. Wyznaczono termin kolejnego badania kontrolnego, do którego nie doszło, gdyż już w  marcu moja żona była… w ciąży. Dla dobra dziecka, zawierzając  wszystko Bogu, na własną odpowiedzialność zrezygnowaliśmy z wszystkich badań diagnostycznych do końca ciąży. W listopadzie 2012 żona urodziła zdrową i  śliczną córeczkę. Rezonans, który wykonano kilka dni później pokazał, że guz zmniejszył się o połowę, tak że mieliśmy podwójny prezent na święta Bożego Narodzenia. Obecnie cieszymy się każdym dniem z naszą „księżniczką” i czekamy pełni nadziei na kolejne badania. Życia zabraknie by Bogu dziękować za to wszystko. Bogu chwała po wszystkie dni  naszego życia i aż do skończenia świata. Jemu chwała na wieki!!!

Grzegorz


Mimo, że od XVIII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia minęło już trochę czasu, piszę to świadectwo dopiero teraz. Od ponad 20 lat choruję na kręgosłup (właściwie kwalifikuję się do operacji). Ból czasami był nie do zniesienia. Miałam także ciągle zimne dłonie i stopy. Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam ze swoją rodziną, prosić o uzdrowienie z tych dolegliwości. W czasie, gdy Pan Jezus „przechodził” wśród tłumu, usłyszałam, że ktoś zostaje uzdrowiony z choroby raka, ktoś z choroby serca, a jeszcze ktoś inny ze zranień z dzieciństwa itd. Pomyślałam sobie wtedy, że cóż znaczą moje dolegliwości wobec takiego ogromu cierpienia innych ludzi. Wtedy usłyszałam, jak osoba prowadząca mówi, że dla Boga nie ma spraw nieważnych, mało istotnych. Poczułam wówczas, że moje dolegliwości są dla Niego ważne. Gdy ksiądz przechodził w pobliżu mnie z Najświętszym Sakramentem, poczułam ogromne ciepło w okolicy krzyża, rozchodzące się po całym ciele. Było mi bardzo gorąco, do tego stopnia, że zdjęłam płaszcz, mimo że było wtedy bardzo zimno. Ból ustawał powoli. W chwili obecnej, w porównaniu z tym, co było, odczuwam tylko drobne dolegliwości. Moje ręce są ciepłe. Poprawiły się też nasze relacje rodzinne. Myślę, że w czasie tamtego Tyskiego Wieczoru Uwielbienia Bóg dotknął całą moją rodzinę. Chwała Panu.

Bożena


W październiku 2012 roku nie mogłam zostać do samego końca modlitwy na XVIII Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Gdy miałam już wychodzić usłyszałam słowa: „Jezus uwalnia ze wszystkich lęków i niepokojów Magdalenę… – i po chwili ciszy – 32-letnią”. Od razu wiedziałam, że nawet jeżeli jest więcej 32 letnich kobiet o imieniu Magdalen, a i jeśli te słowa mogły dotyczyć każdej z nich, to na pewno dotyczyły również mojej córki. Nie potrafię dobrać właściwych słów by opisać zło, które ją atakowało (być może złorzeczy jej ojciec, z którym nie ma kontaktu i który jej nie wychowywał). Od czasu tej modlitwy już ani razu nie śniło się jej zło, skończyły się koszmary nocne. Córka jest spokojniejsza, silniejsza psychicznie, coraz rzadziej dręczy ją wewnętrzny smutek niewiadomego pochodzenia, który odbierał jej radość życia. Jej przemiana wewnętrzna nie była widoczna od razu (tak jak ustanie złych snów). Dopiero po pewnym czasie zauważyłam zmianę w jej zachowaniu. Zauważyła ją także ona sama. Chwała Jezusowi!!!

Aleksandra


Podczas XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia mogłam poczuć jak Bóg otwiera moje serce, jak mnie dotyka. Do tej pory miałam z tym problem – z  poczuciem realnej obecności Bożej. Gdy przyjechałam do Tychów, już na początku Eucharystii poczułam, że moje serce otwiera się, jak brama. Poczułam bliskość Boga i zobaczyłam Aniołów poruszających się ponad naszymi głowami. Byłam szczęśliwa. Podczas modlitwy, gdy kapłan przeszedł obok mnie z Najświętszym Sakramentem usłyszałam słowa: „Siostro, Ja teraz Cię dotykam, pragnę by Mój dotyk pozostał z Tobą na zawsze. Kocham Ciebie i kocham twoją rodzinę. Wiedziałam, że te słowa skierowane są do mnie. Po chwili usłyszałam z mikrofonu słowa: „Jezus mówi teraz do Aliny, która cierpi na schorzenie kręgosłupa. Bądź uzdrowiona, od tej chwili, od teraz”. Uścisnęłam mocno mojego Męża za rękę. Od dziecka cierpiałam na schorzenie kręgosłupa. Ostatnio ból się nasilił. Bywało tak, że nawet nie potrafiłam położyć się na plecach. Dłuższe siedzenie sprawiało ból. Od Tyskiego Wieczoru Uwielbienia minął miesiąc, a ja ani razu nie odczułam bólu kręgosłupa. Nie przestaję Bogu za to dziękować! To uzdrowienie, to kolejny dowód na to, że Bóg działa jak chce. Podczas modlitwy nie prosiłam konkretnie o uzdrowienie z tego schorzenia, ale Bóg, najlepszy Ojciec, wie lepiej. On wie, czego mi potrzeba. Przede wszystkim otworzył moje serce. Od tej chwili mocniej i wyraźniej odczuwam Bożą obecność. Wiem, że nie jestem sama. I jeszcze to zapewnienie na koniec modlitwy, że Bóg wszystkich naszych próśb wysłuchał i spełni je we właściwym czasie. Te słowa pozwoliły mi jeszcze bardziej zawierzyć Bogu. Wlały spokój w moje serce, dodały sił do powtarzania za Maryją: Oto Ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego Słowa! Bądź uwielbiony Panie! Chwała Panu!

Alina lat 32


Pragnę podzielić się znakiem jaki Pan mi uczynił podczas XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Był to mój trzeci wieczór, ale szczególny. Jestem mężatką, mam dwoje nastoletnich dzieci, moje małżeństwo od jakiegoś czasu, od  ok. 2 lat jest wystawione na próbę. Niewątpliwie połączyła nas z mężem miłość – tego jestem pewna. Mój małżonek od ok 10 lat zajmuje się okultyzmem, medytacje, reiki, itp. Dwa lata temu odszedł od kościoła i praktyk sakramentalnych. Dla mnie jako praktykującej katoliczki jest to bardzo trudne. Był moment, że popadałam w coraz to większą depresję, nie widząc nadziei na lepsze. Wszystko to działo się ok. 2 lata temu. W pewnym momencie poczułam w sercu ogromną potrzebę pogłębienia mojej wiary. I tak trafiłam na Seminarium Odnowy Wiary i  uczestniczyłam we wspólnym wyjeździe na Tyski Wieczór Uwielbienia. Doświadczyłam żywego Boga. Czułam jego pochylenie się nade mną, moje serce dotknęła Jego Miłość. Zaczęłam rozważać, co znaczy prawdziwie przebaczyć, a z drugiej strony czułam, że nie mogę być obojętna wobec męża i chcę znaleźć drogę do jego uwolnienia. On wciąż nie czuje zagrożenia duchowego w tym co robi. Po przyjeździe wysłałam intencję modlitewną, wierząc głęboko w uwalniającą siłę modlitwy wspólnotowej. Sama trwałam w pogłębionej modlitwie, ofiarowałam w tej intencji wiele mszy św. Oblekłam się w cierpliwość, moje samopoczucie i zdrowie znacznie się poprawiło, pojawił się pokój ducha.  Uzdrowienie to proces, któremu się poddałam. Pan mnie podtrzymywał. I tak pojechałam na swój drugi i trzeci Tyski Wieczór Uwielbienia aż w końcu zbliżała się data kolejnego. Jakieś 2 tygodnie przed wyjazdem mój mąż pyta mnie: „Kiedy jest kolejny Tyski Wieczór Uwielbienia, ponieważ chciałby ze mną pojechać". Moje serce się poruszyło, zapytałam czy pojedziemy swoim samochodem, czy autobusem wraz z grupą. „Pojedziemy sami” – odpowiedział. Starałam się nie myśleć na ten temat, oddawałam moje myśli Panu. Czułam jednak pewne przeciwności, jak chociażby to, że przyjechaliśmy spóźnieni. Mój mąż stanął na samym końcu. Mnie po komunii świętej udał się wejść w głąb kościoła. Byłam oddana modlitwie, moje serce doznawało ogromu Bożej łaski. W pewnym momencie prowadzący podjął modlitwę o uzdrowienie za małżeństwa. Poprosił, aby obecni małżonkowie złapali się za ręce, a jeśli stoją oddaleni od siebie – aby wyciągnęli swoje ręce na znak pragnienia przyjęcia wspomnianej łaski. Pomyślałam: jak dobrze, że tutaj jestem; to nie przypadek, że jesteśmy tu we dwoje. Nagle do modlitwy wstawienniczej włączyła się młoda kobieta i mówi: „A teraz Jezus pochyla się nad małżeństwem Gabrieli i Amadeusza, dotyka ich swoją miłością i zapewnia, że cały czas jest z nimi i im błogosławi”. Te słowa były skierowane do nas, Pan nazwał nas po imieniu, pochylił się nad naszym małżeństwem szczególnie. Upadłam na kolana, a łzy popłynęły mi z oczu. Nigdy nie zwątpiłam w Twoja miłość Panie:!!!! Nie wiem, czy na kolejnym wieczorze będziemy razem, ale wiem, jestem pewna, że Pan mnie umocnił. Chwała Panu!!!

Gabriela lat 43


XXI Tyski Wieczór Uwielbienia był kolejnym w którym uczestniczyłam. Do tej pory przychodziłam z intencją uzdrowienia duchowego czy fizycznego dla osób mi znanych, które bardzo tego  potrzebowały. Ostatni Wieczór Uwielbienia był wyjątkowy gdyż tym razem prosiłam o łaskę uzdrowienia dla siebie. Od roku cierpiałam na dolegliwości kobiece objawiające się nieprawidłowymi krwawieniami. Lekarze początkowo mieli problem z  postawieniem diagnozy, w końcu dowiedziałam się że leczenie będzie trudne, długotrwałe a efekt niepewny. W trakcie modlitwy gorąco prosiłam Pana Jezusa o uzdrowienie dla mnie. Gdy kapłan przechodził z Najświętszym Sakramentem odczułam wielką radość i pokój w sercu. Choć wiem że kościół pełen był ludzi, to przez ten moment istnieliśmy tylko Jezus i ja.  Od tamtej pory wszelkie dolegliwości ustąpiły.  Mój Bóg się o mnie zatroszczył. Chwała Panu

Agata


Na Tyski Wieczór Uwielbienia chodzę już od dawna. Gdy byłam jeszcze bardzo chora, przychodziłam prosić Pana Jezusa o potrzebne łaski dla bliskich i uzdrowienie mnie samej. I choć choroba pozostała, to bardzo silny ból, który jej towarzyszył, dzięki operacji, którą oddałam Panu Bogu, ustąpił. XXI Tyski Wieczór Uwielbienia był moim dwunastym, na który czekałam z utęsknieniem. Przez  cały dzień nie mogłam się doczekać, czułam, że to spotkanie z Jezusem  będzie wyjątkowe. I tak było! Kiedy kapłan przechodził z Najświętszym Sakramentem, zatrzymał się obok mnie i pochylił się na de mną, dosłownie położył mi monstrancję na głowie. Poczułam bliskość Jezusa, jakby przytulał mnie do siebie. Odczuwałam wielką radość z tego powodu, byłam bardzo szczęśliwa, że Jezus w ten szczególny sposób przyszedł właśnie do mnie, dając mi odpowiedz na moje pragnienie skrywane w sercu tego wieczoru. Chciałam, by Jezus przemówił do mnie po imieniu, tak jak przemawiał do innych. Gdy już straciłam nadzieję, Pan odpowiedział mi przez dotyk który ogarnął mnie niepojętym spokojem i wiarą w Boga, że On zawsze nas słyszy i jest przy nas – nawet wtedy gdy nam się wydaje, że Go nie ma. Dziękuję Ci Jezu za to osobiste spotkanie, za wzmocnienie mojej wiary i za opiekę w  każdej chwili mojego życia, którą mnie otaczasz. Chwała Panu!

Ewa


XXI Tyski Wieczór Uwielbienia był moim czwartym Jechałam tam raczej bez żadnych konkretnych intencji. Chciałam tylko doświadczyć bliskości Boga, modlitwy, a jedyne czego pragnęłam, to dostać się jakoś do wnętrza Kościoła (ze względu na tak dużą ilość osób) oraz znaleźć kawałek miejsca przy ścianie. Kłopotem dla mnie był ból okolicy lędźwiowej kręgosłupa, który pojawił się kilka miesięcy wcześniej. Będąc na poprzednim – XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia w październiku z bólu aż musiałam wyjść z Kościoła bo miałam jeszcze takie niefortunne miejsce gdzie nie było nawet jak się oprzeć czy usiąść. Taki był ścisk. Z bólu aż zaczęły mi łzy lecieć z oczu. Kiedy XX Tyski Wieczór Uwielbienia w  październiku się skończył, ja od razu wiedziałam, że na następny – XXI TWU w styczniu – przyjadę, ale dość wcześniej, aby zająć jakieś miejsce, gdzie można by usiąść. Niestety, przyjechałam jak zawsze ze znajomymi, ale tylko chwilę przed rozpoczęciem (około 20 minut). Stałam tak samo jak w październiku między ludźmi bez możliwości oparcia się o cokolwiek. Mimo że Msza Święta się jeszcze nie rozpoczęła, ja już dość silnie zaczynałam odczuwać ten mój ból okolicy lędźwiowej kręgosłupa. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, by prosić Boga, by zabrał mi ten ból. Bardziej myślałam tylko o tym, że nie wiem jak wytrzymam tutaj jeszcze tyle czasu. Bóg jednak wiedział, co mi dokucza i mniej więcej w połowie Mszy Świętej ból, który tak mi dokuczał, odszedł; nagle przestałam czuć jakikolwiek ból, ucisk czy inne dolegliwości w plecach. Od tego momentu mogłam już normalnie stać, nie wijąc się z bólu. Ból nie powrócił do tej pory i wierzę że już nigdy nie wróci. Chwała Panu.

Patrycja, 21 lat


Na XXI Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam za namową młodszej córki, która uczestniczy w podobnych młodzieżowych spotkaniach w naszej miejscowości. Od niej się dowiedziałam, że takie spotkania i modlitwy odbywają się w Tychach. Prosiła, żebym z nią pojechała – nie chciałam jej zawieść, pojechałam. Pojechałam nie tylko się pomodlić, ale również z  troski o nią (młodszą córkę). Chciałam Tam być, zobaczyć, sprawdzić jak to wszystko się dzieje, czy ludzie na pewno nie wprowadzani są w trans. Byłam niedowiarkiem. Nie pojechałam w konkretnej intencji, chciałam się pomodlić we wszystkich intencjach, które noszę w sercu i wymieniam przy codziennych modlitwach. Uczestnicząc w modlitwach, obserwowałam obok stojących, gorliwie modlących się ludzi. Pomyślałam Boże, jak Ci ludzie muszą cierpieć, jakie muszą mieć problemy, choroby, jak bardzo potrzebują Bożej pomocy. Dziękowałam Bogu za to, że nie jestem na nic poważnego chora (przynajmniej na razie nic o tym nie wiem). Powierzyłam Bogu wszystkie intencje, które w sercu noszę – ogólnie za rodzinę, najbliższych, nie wymieniając konkretnych intencji. Modląc się, z  dystansem podchodziłam do dziejących się obok sytuacji dopóty, dopóki w  trakcie kolejnej modlitwy, nie usłyszałam słów Pana: „Jest wśród nas kobieta, która cierpi (martwi się), bo jej córka oddaliła się od Boga”. W  tym momencie, w mojej głowie przewinęła się myśl, że jest jeszcze Tu kobieta, która ma podobny problem, tak jak ja z moją starszą córką, która wyprowadziła się z domu, mieszka daleko i przestała chodzić do kościoła. Ale gdy usłyszałam ciąg dalszy słów Pana „Elżbieto, twoje modlitwy miłe są memu sercu, nie zaprzestawaj, a będą wysłuchane” – przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, łzy same popłynęły mi z oczu, bo poczułam jakby te słowa były skierowane do mnie. Pan Bóg wymienił moje imię, do końca nie mogłam uwierzyć, czy aby na pewno te słowa były skierowane do mnie. Po wyjściu z kościoła podbiegła do mnie młodsza córka, która w trakcie modlitwy stała w innym miejscu (nie widziałyśmy się) i z radością w głosie powiedziała: Mamo, ty wiesz, że Pan Bóg do Ciebie skierował te słowa. Byłam zaskoczona, że i ona tak to odebrała. Widząc moje zaskoczenie powiedziała pytająco, przecież modlisz się za moją starszą siostrę? Odpowiedziałam, że tak, modlę się. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Dopiero w następnych dniach, po przemyśleniu wszystkiego uwierzyłam, a Pan Bóg sprawił, że moja starsza córka zaczęła się modlić i chodzi do kościoła. Dla mnie to wielki cud, że Pan skierował te słowa do mnie, bo wiedział, że dotrą też do mojej starszej córki. Dzięki Ci Boże za to. Chwała Panu.

Elżbieta


XXI Tyski Wieczór Uwielbienia był moim czwartym. W zasadzie świadectwo powinnam napisać już po moim pierwszym, XVIII TWU, gdyż od tego momentu moje życie zaczęło się zmieniać, zmierzając w kierunku miłości Jezusa. Każdy następny Wieczór Uwielbienia umacniał mnie na drodze wiary. Jednak dopiero teraz poczułam się gotowa do złożenia świadectwa. Cała moja historia z wejściem na drogę wiary żywej zaczęła się, gdy Bóg obdarzył mnie, cierpiącą na kolejny epizod depresji, kierownikiem duchowym. Trwało leczenie całościowe: duszy, ciała i psychiki. Modliłam się o  dobrego psychologa oraz za swego lekarza. Przyjęłam także sakrament namaszczenia chorych. I któregoś dnia, gdy byłam w ciężkim dołku, koleżanka, która towarzyszyła mi w moim cierpieniu, zaproponowała wyjazd na Tyski Wieczór Uwielbienia. Muszę przyznać, że całe życie bałam się tego typu spotkań, ale byłam już tak zdesperowana swą chorobą trwającą w  zasadzie od urodzenia, że zdecydowałam się uczestniczyć w tym spotkaniu modlitewnym. Gdy wchodziłam do Kościoła poczułam pokój i słowa „jak dobrze, że tu jesteśmy”. I choć wiele razy poczułam lęk w trakcie spotkania, to jednak czułam się umocniona. Patrząc jak Jezus uwalnia uwierzyłam, że On działa dziś! Widziałam jak moc wychodziła z Niego! I  to był moment przełomowy. Wiedziałam, że to jest moje miejsce. Od tej pory pokochałam adorację Najświętszego Sakramentu. Nadal trwa moja terapia i leczenie. Uczestniczyłam w kolejnych Wieczorach Uwielbienia, a  Jezus uzdrawiał i uzdrawia nadal małymi krokami moje rany, których było całe mnóstwo, począwszy od okresu prenatalnego. Nie będę opisywała całej historii, bo nie o to chodzi, lecz chcę pokazać to, co Jezus zdziałał w moim życiu. Przeżyłam także Seminarium Odnowy Wiary. Wstąpiłam do Wspólnoty Dorosłych Ruchu Światło-Życie, gdzie spotkałam ludzi, którzy mają podobne zmagania, ale odzyskują siły dzięki łasce Bożej. W tym czasie stoczyłam jeszcze wiele walk, upadków, dołków, nękało mnie wiele wątpliwości czy to wszystko ma sens, bałam się czy nie zwariuję. W depresji tak bywa, ale trzeba zaufać lekarzom i terapeutom. Zachęcam wszystkich chorych, aby dali sobie pomóc oraz przylgnęli do Jezusa, który często posyła nam ludzi, aby nas wspomagali w procesie zdrowienia. Obecnie otworzyłam się na ludzi, pokochałam życie wspólnotowe, cieszę się każdą łaską, łatwiej mi znosić krzyże życia, staram się być lepszą żoną i matką, ustępują lęki. Teraz z perspektywy czasu widzę, jak dokonuje się we mnie uzdrowienie serca. Zmagam się także z chorobami fizycznymi, ale to zmaganie ma dziś już dla mnie inny wymiar niż kiedyś. Jezu, jeśli chcesz możesz to uzdrowić, jeśli to będzie dla mnie dobre. Za to wszystko chwała Panu!

Katarzyna, lat 31



Świadectwa z XXII TW

1 czerwca 2013 po raz pierwszy uczestniczyłam w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Nie wiedziałam o tym, że będzie to dla mnie tak ważny i tak wielki czas. Jechałam na mszę i modlitwę, do której zachęciła mnie moja kochana przyjaciółka. Miał to być wyjątkowy czas, ale nie wiedziałam o  tym, że znajdę się tak blisko Pana Jezusa, i że tak mocno poczuję tę bliskość. Pierwsze zaskoczenie jakie przeżyłam to moment, kiedy zauważyłam ile samochodów, a nawet autokarów przyjechało z wiernymi. Zapaliło mi się w głowie światełko, że to będzie rzeczywiście coś niezwykłego. Po mszy, w bardzo pięknej oprawie rozpoczęły się modlitwy. Nigdy nie miałam okazji uczestniczyć w takich modlitwach. Słyszałam o  działaniu Ducha Świętego, o darze modlitwy językami, ale nigdy nie uczestniczyłam w takiej modlitwie. Motywem przewodnim wieczoru był dotyk Pana Jezusa. Pan Jezus powiedział, że dziś dotknie każdego z nas. Trudno to było zrozumieć, bo było tam kilka tysięcy osób, ale Pan Bóg ma swoje sposoby. Rozpoczęła się modlitwa o uwolnienie od złych duchów, usłyszałam z kilku stron kościoła krzyki osób, przeraziło mnie to i  pomyślałam, że dobrze, że to nie dzieje się blisko mnie, bo bałam się. Pomyślałam też – Dziękuję Ci Panie Jezu, że ja nie jestem tak udręczona. Dziwiła mnie forma modlitwy. Z jednej strony myślałam czy to nie jest jakaś magia – modlitwa, której nigdy nie doświadczyłam w takiej formie, krzyk osób udręczonych. Z drugiej strony sama siebie skarciłam w  myślach: jaka to może być magia, przecież tu jest Pan Jezus! Patrzyłam na modlące się osoby, które potrafiły tak w modlitwie się oddać Panu Jezusowi. Ja też się starałam, ale jakoś to wszystko wydawało mi się z  mojej strony takie „kulawe”. Pomyślałam sobie: Panie Jezu czy Ty do mnie przyjdziesz? Czy dotkniesz mnie, skoro ja nawet nie potrafię Cię tak wielbić jak inni… Pan Jezus przez osoby prowadzące zaczął zwracać się po imieniu do poszczególnych osób. Zwrócił się do kogoś – nie pamiętam tego – ale drugie wezwanie było – „Teraz Pan Jezus mówi do Anny, która ma 42 lata…” Moje serce biło niesamowicie mocno, wszystko we mnie w  środku drżało. Pomyślałam, że to do mnie. „… która miała styczność z  magią i okultyzmem”. Pomyślałam, że to jednak nie do mnie, ale serce nadal waliło jak szalone i wszystko we mnie drżało. Pan Jezus powiedział: „Dziecko moje, uwalniam Cię od tego, przebaczam Ci”. We mnie nadal wszystko drżało i chciałam prosić Pana Jezusa o dodatkowy znak, czy to na pewno do mnie, ale zanim ta myśl do końca sformułowała się w  mojej głowie pomyślałam o Samuelu, który usłyszał głos Pana i chciał kolejnych potwierdzeń. Powiedziałam Panu Jezusowi – nie potrzeba. I  wtedy przypomniał mi się grzech, z  którego się nie wyspowiadałam, a o którym nie myślałam i nie pamiętałam. Kiedyś poprosiłam koleżankę, żeby mi pokazała jak działają ustawienia Hellingerowskie. Ona przywołała energię ludzi żyjących i mojego nieżyjącego taty… Miałam mieszane uczucia po tym wszystkim, chciałam się z tego wyspowiadać, potem porzuciłam tę myśl i nie wyspowiadałam się. Nie miałam świadomości, że ten grzech ciągle na mnie ciąży. Pan Jezus mi przebaczył, ja zaraz po Wieczorze Uwielbienia wyznałam ten grzech w spowiedzi. To co najbardziej mnie poruszyło, to fakt, że Pan Jezus nie miał do mnie żalu, że nie mówił do mnie z wyrzutem, lecz z miłością i to taką wielką. Czytamy w  Biblii, że nawet każdy włos na naszej głowie jest policzony. Tak naprawdę w te słowa potrafię w pełni uwierzyć dopiero po tym niezwykłym spotkaniu z Panem Jezusem. Poruszyło mnie jak dobrze nas zna Pan Jezus, jak zna każdą naszą myśl, każde drgnienie serca. Nie potrafię opisać słowami, jak wielkie szczęście poczułam podczas tego spotkania i czuję je nadal. Moje przeżycia opisuję na świeżo, dzień po Wieczorze Uwielbienia. Bardzo pragnę, żeby to, co rozpaliło się w moim sercu tego wieczora, trwało już zawsze. Dziękuję Ci Panie Jezu.

Anna 42 lata


Na Tyskie Wieczory Uwielbienia jeżdżę już prawie trzy lata, od jakiegoś czasu przyjeżdżam razem z mamą, jednak na XXII Wieczorze Uwielbienia po raz pierwszy byłam z obojgiem  rodziców. Marzyłam o tym aby przyjechać tutaj kiedyś z tatą. Modliłam się w tej intencji, prosiłam też bardzo wiele osób o wstawiennictwo. Pierwszego czerwca przyjechaliśmy razem, już samo to wydarzenie, że wspólnie z rodzicami mogłam uczestniczyć w  tej modlitwie było dla mnie powodem do radości, którą jeszcze później pomnożyły słowa Jezusa, w których mówił, że o nikim z nas nie zapomni. Padały później różne proroctwa, proszono o modlitwę za konkretne osoby i  mimo tego, że starałam się za nie modlić, to jednak co chwilę myślami wracałam do mojego taty. Słuchałam z uwagą tych słów i bardzo prosiłam Pana aby i do niego coś powiedział, jeśli taka Jego wola. Były momenty w  których zawahałam się czy konkretne proroctwo nie było skierowane do taty jednak nie miałam pewności, wątpiłam. W pewnym momencie poprosiłam Pana aby jeśli nie chce dzisiaj mówić do niego albo doświadczyć go w  inny sposób, to niech mi to powie. Choć treść moich słów na to nie wskazuje, to wypowiadałam je z ogromną pokorą. Modlitwa dobiegała końca, wtedy padły słowa które mnie poruszyły, wywołały ogromny ból w moim sercu i sądzę, że w sercu mojego taty również. Płacząc zaczęłam prosić Boga aby mnie wysłuchał. Prosiłam na głos, błagałam… Zaczęło się uwielbienie, nie było we mnie radości, starałam się  jednak pogodzić z  Jego wolą i wielbić. Na samo zakończenie wieczoru Bóg w ogromie swojej łaskawości skierowała jednak słowa do tych wszystkich, którzy czują się niewysłuchani, mniej więcej tej treści: „Słyszałem każdą waszą modlitwę. Żadnego serca nie pominąłem, każdy widział rzeczy wielkie, ale Ja działałem w każdym sercu. Bo Ja was tu przyprowadziłem i żadne z was nie jest tu przypadkiem. Bądźcie mi wierni i spotykajcie się ze Mną jak najczęściej na Eucharystii. Ja w mojej mądrości wiem, kiedy i czego wam udzielać”. Znów rozpłakałam się – tym razem z radości. Wiedziałam, że te słowa między innymi były skierowane również do mnie. Stały się dla mnie mobilizacją do przychodzenia na mszę św. i dalszej modlitwy za moich rodziców. Ufam Mu że nadal będzie działał cuda w mojej rodzinie. Dziękuję Ci Jezu za ten wieczór i za te konkretne słowa. Bądź uwielbiony! Chwała Panu!

Agnieszka, 15 lat


Na XXII Tyskim Wieczorze znalazłam się, można powiedzieć, przypadkiem, bez większego przygotowania no i bez jakiejkolwiek wiedzy na temat modlitw o uzdrowienie. Zacznę od tego że jestem katoliczką ale z  praktyką już różnie bywało, co niedzielna Msza Święta była ale raczej bierna, sakrament pojednania i komunia zaledwie kilka razy w roku tak na odczepnego, aby chwilowo uciszyć, uspokoić sumienie, no i tak w  kółko. Mimo wszytko wierzyłam że jest Bóg, że Jezus Chrystus żył kiedyś na ziemi, choć traktowałam Go bardziej jak legendę niż kogoś realnego. Także z wiarą byłam na dystans – smutne to, nawet pisać nie mogę. Już od samego początku kiedy weszłam do Kościoła towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby złość powiązana ze strachem. Chciałam wyjść ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Jednocześnie odczuwałam wielki wstyd, wydawało mi się że moje grzechy są na wierzchy i wszyscy na nie patrzą, a  w szczególności Jezus Chrystus, który był tak silnie wyczuwalny że nigdy, przenigdy czegoś takiego nie czułam. Czułam, że jestem niegodna. Kiedy Najświętszy Sakrament był obok mnie, mimo ciasnoty powstała niesamowita przestrzeń. Odebrałam to jako dystans samego Jezusa względem mnie i moich grzechów, miałam wrażenie że się przewrócę. Teraz już wiem że nie był to dystans Jezusa względem mnie, ale mój względem Niego. Po chwili usłyszałam, że jest z nami młoda kobieta, która bardzo się boi. Boi się życia, boi się otworzyć na ludzi, boi się otworzyć na Boga, boi się że Bóg obciąży ją krzyżem, jakąś chorobą, i nagle słowa „Nie bój się". Wiem, że Jezus kierował te słowa właśnie do mnie. Jestem już po spowiedzi generalnej, na którą pobiegłam jak na skrzydłach. Po dziś dzień całkiem inaczej odbieram życie, już nie jestem te samą bierną osobą, pracuję nad sobą i czynnie przekazuję wiarę mężowi i dzieciom. Błogosław Nam Panie. Chwała Panu za moje uzdrowienie duchowe. Chwała Panu za osoby dzięki którym znalazłam się na Tyskim Wieczorze Uwielbienia.

Monika


Jestem żoną alkoholika i hazardzisty. Chciałabym złożyć świadectwo nawrócenia mojego męża. Małżeństwem jesteśmy od 27 lat. Alkohol w naszym małżeństwie pojawił się już na jego początku, później było go coraz więcej i pojawiał się coraz częściej. Był przyczyną naszych pogarszających się relacji. 11 lat temu mąż zdecydował się na leczenie odwykowe zamknięte, ale po 4 latach trzeźwości wrócił do nałogu. Pojawił się również nowy nałóg – hazard. Zaciągnął olbrzymie kredyty, o których nie miałam pojęcia. Spłacał je kolejnymi kredytami. Kłótnie i awantury w naszym małżeństwie stały się codziennością. Mąż stanął przed wyborem: albo podejmie leczenie albo wyprowadzi się z domu. Napięcia były tak silne, że wspólne mieszkanie nie było już możliwe. Zamieszkaliśmy osobno. Męża bardzo kochałam i  nasze rozstanie, mimo jego choroby było dla mnie bardzo bolesne. Zawierzyłam jednak nasze małżeństwo Bogu i modliłam się bardzo gorąco o  jego nawrócenie. Osobno mieszkaliśmy 1,5 roku. Spotykałam się z nim coraz rzadziej, bo spotkania te były dla mnie bardzo trudne i bolesne. Rok temu 20 października postanowiłam wziąć udział po raz drugi już w XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Tego dnia rano zaprosiłam męża do domu i  powiedziałam z pełnym przekonaniem, że dzisiaj wymodlę jego nawrócenie. Powiedziałam mu, że będę się tak bardzo gorąco modlić, że Bóg mnie wysłucha. Byłam tego pewna. Patrzył na mnie jak na obłąkaną. Na XX Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam sama, gdyż nie chciał ze mną jechać. A on jak się później okazało, chciał sprawdzić co się będzie działo, gdy w  tym dniu nie napije się alkoholu. Miał to być 1 dzień a trwa już rok. Od tego dnia prawie codziennie zaczął odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego i czytać Pismo Święte. Podjął również leczenie i uczęszcza na spotkania Anonimowych Alkoholików. „Zaczepił” się o Pana Boga, bo wie, że sam nie wyjdzie z nałogów. Po kilku miesiącach jego trzeźwości zamieszkaliśmy razem i budujemy od nowa nasze trudne małżeństwo. Już wspólnie pojechaliśmy na XXI i XXII Tyski Wieczór Uwielbienia dziękując Bogu za łaskę nawrócenia. Codziennie staramy się wspólnie modlić, czytamy fragmenty Pisma Świętego i powtarzamy sobie trzy zdania, które mają dla nas cudowną, uzdrawiającą moc : „Dobrze że jesteś ", „Z Bogiem nam się uda" i „Moc jest w miłości ". Chciałabym wszystkim trudnym małżeństwom i osobom, którym wydaje się że, ich problemy są nie do rozwiązania przekazać, by nie ustawały w modlitwie, bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy Mu zawierzyć, a On nas poprowadzi. Chwała Panu. 

Lidia


Od kilku lat mieszkam wraz z mężem za granicami kraju. Wyjechaliśmy zaraz po ślubie. Cieszymy się bardzo, że także tutaj mamy możliwość uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii, korzystania z sakramentów w  języku polskim. Zanim jednak wyjechałam z Polski trwałam przez wiele lat we wspólnocie Ruchu Światło Życie. Wspominam ten okres mojego życia, jako niezwykły czas łaski i doświadczenia bliskości i miłości Jezusa. Pomimo, że tu za granicą otworzyło się dla nas wiele możliwości zdobycia lepszej pracy i szybkiego zarobku, to w moim sercu narastał ogromny głód Boga. Tu w Norwegii okazało się też, że jako małżeństwo jesteśmy niepłodni. Przeszliśmy przez bardzo długi i żmudny proces szukania przyczyn tego problemu i leczenia metodą naprotechnologii, zawierzając wszystko Maryi. Nie zabrakło jednak chwil zwątpienia. Nie rozumiałam tego co się dzieje i dlaczego Pan Jezus prowadzi nas taką drogą. W  zeszłym roku wzięliśmy z mężem udział w modlitwie o uzdrowienie na jednym ze spotkań organizowanych w Polsce. Szukaliśmy Jezusa i  rozwiązania naszego problemu. Tam zostało wypowiedziane proroctwo o  uzdrowieniu kilkunastu obecnych tam par małżeńskich, które cierpią z  powodu niepłodności.  Po tym spotkaniu z nadzieją oczekiwaliśmy na poczęcie. Nic takiego jednak się nie stało. I choć bardzo tego nie chciałam, to czułam, jak w moim sercu narastał żal i gniew wobec Pana Boga. Czułam się oszukana, pominięta, byłam tez zła na siebie za swoja naiwność. Miałam też żal z powodu innych trudnych doświadczeń z mojego domu rodzinnego, które przeżyłam jako dziecko, a których skutki i  konsekwencje jak bumerang powracały właśnie teraz. Nie potrafiłam z tym uczuciem walczyć i czułam jak w swoim sercu oddalam się od Pana. Widziałam w Nim tylko źródło moich cierpień. Nie potrafiłam Go nawet prosić o dar poczęcia, nie potrafiłam Go prosić o cokolwiek, nie potrafiłam Go uwielbiać jak dawniej. Czułam, że nie umiem do Niego przyjść w moim sercu. Zamknęłam się na Niego. Z drugiej strony żyłam w  ogromnym poczuciu winy za to, że tak czuje, że nie umiem Go kochać. Gdzieś w duszy trwało we mnie przekonanie, że Bóg jest Miłością i że jakieś ogromne kłamstwo niszczy mnie i moją relacje z Jezusem. I choć bardzo z tego powodu cierpiałam to nie potrafiłam tego zmienić siłą mojej woli. Miałam też wręcz awersje do wszelkiego rodzaju spotkań i  modlitw o uzdrowienie. Byłam przekonana, że temat uzdrowienia nie dotyczy mnie. Pewnego dnia obejrzałam jednak krótki film o Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Już podczas oglądania tego filmu doświadczyłam jak Pan Jezus dotknął mojego serca. Pamiętam, że długo płakałam. Ponieważ darzę Ruch Światło Życie wielkim zaufaniem i ze względu na wspomnienie ogromu dobra i łaski, które otrzymałam dawniej w tym właśnie Ruchu postanowiłam wziąć udział w XXII Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Jechałam z nadzieją, że tam spotkam Jezusa, którego znam, którego pamiętam, którego miłości doświadczałam dawniej już nieraz. Nie zawiodłam się. Już jak tylko weszłam do kościoła czułam jak ogarnia mnie Boży Duch pocieszenia, radości i uwielbienia. Wsłuchiwałam się w słowa, które padały podczas Mszy Św. i modlitwy uwielbienia. Każde z nich leczyło mnie. W czasie Mszy  Św. Pan Jezus dotknął mojego serca w  sposób, który właściwie trudno mi opisać. Miało to miejsce tuż przed przyjęciem Go w Komunii Św. Czułam jak leczy cały mój ból, który nosiłam w sercu. Najświętszy Sakrament przyjęłam ze łzami w oczach. Uklękłam i  cała oddałam się Jemu, bo czułam że nie mam nic co mogłabym Mu dać oprócz siebie. Tego wieczoru to Pan otulał mnie swoja miłością. W czasie modlitwy padły takie słowa: „Dotykałem Cię przez moment i pragnę był Mój dotyk trwa”. Pan Jezus tego wieczoru uwolnił mnie od żalu i gniewu. Na nowo zachwycił mnie sobą, swoim niewypowiedzianym pięknem. Dał mi odczuć, że był ze mną, gdy w moim rodzinnym domu działo się źle, że nigdy mnie nie opuścił, że dla Niego nie ma takiego zła i grzechu, którego On by nie pokonał siłą Jego Miłości. Otworzył moje serce na Siebie. Zaspokoił mój głód Jego Miłości. Znów potrafię się modlić, uwielbiać Go. Pragnę być coraz bliżej Niego. Jego dotyk trwa we mnie w  postaci pokoju i radości serca. Nie opuszcza też mnie przekonanie, że jako małżeństwo jesteśmy w rękach Jezusa i że On wszystkim kieruje, że czeka na nas i pragnie spotykać się z nami na kolejnych Tyskich Wieczorach Uwielbienia. We wszystkim co przeżywamy dostrzegam Jego Ojcowską Miłość i Jego pragnienie bycia bliżej nas, życia z nami w  naszym domu. Chwała Panu!

Ewa 34 lata


XXII Tyski Wieczór Uwielbienia był pierwszym, na który przyjechałem nie będąc w stanie łaski uświęcającej (niestety nie miałem możliwości sakramentu pokuty wcześniej). Ale nic straconego, pomyślałem. Skorzystam ze spowiedzi podczas wieczoru uwielbienia. Na  spowiedź czekałem około dwóch godzin i w tym czasie starałem się uczestniczyć z całych sił we mszy św. a potem w modlitwie uwielbienia; jednak było to bardzo trudne. Nie potrafiłem się otworzyć, wszystko mnie rozpraszało, nawet ludzie wokół mi przeszkadzali; nie wiedziałem o co chodzi – przecież byłem tu już wcześniej cztery razy. Dopiero gdy wyszedłem z konfesjonału, padłem na kolana i poczułem jak moje serce otwiera się na Boga, który dotykał nas podczas modlitwy. Łzy same leciały, a ja tylko dziękowałem Panu, że przez to doświadczenie pokazał mi jak ważny jest sakrament pokuty, że bez niego bardzo trudno otworzyć się na działanie Ducha Świętego w nas! Chwała Panu!

Marek, 28 lat


Na XXII Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam pierwszy raz. Miałam parę próśb do Boga, ale w zasadzie bardziej zależało mi na tym by uwielbić Jezusa w Najświętszym Sakramencie oraz dziękować Mu za wszystkie dotychczas otrzymane łaski w moim życiu. Mimo, że jestem osobą która nie przepada za tłumami ludzi, w kościele czułam się niesamowicie. Czuć było jedność między wszystkimi osobami uczestniczącymi, w ogóle nie przeszkadzało mi to że było bardzo ciasno oraz to że przez cały czas stałam, gdyż cała moja uwaga poświęcona była Panu Jezusowi, który dotknął głębi mego serca oraz dał mi odczuć wielkość Jego miłości. Nie potrafię opisać uczuć, które towarzyszyły mi podczas całej adoracji, oraz gdy kapłan przeszedł koło mnie błogosławiąc Najświętszym Sakramentem. Poczułam „dotyk Jezusa". Tak wielka radość przenikała moje serce, gdy słyszałam że Jezus uzdrawia osoby chore, i w sercu wielbiłam Go za te łaski, którymi obdarza każdego z Nas. Podczas tych czterech godzin, oraz do chwili obecnej czuje wielki pokój w sercu. Zmartwienia stały się niczym, gdyż wiem, że wszystko trzeba powierzyć Bogu, bo On opiekuje się nami cały czas. Nigdy nas nie opuszcza. Trzeba Mu tylko zaufać. Na koniec chciałam podziękować wszystkim organizatorom tego wspaniałego spotkania. Dzięki waszej wspaniałej inicjatywie wiele osób ma szansę się nawrócić oraz otrzymać ogrom łask od Boga. Chwała Panu!

Anna, 22 lata


XXII Tyski Wieczór Uwielbienia był moim którymś z kolei. Każdy z nich przeżywany w inny sposób. Na ten czekałam od dłuższego czasu z wielką niecierpliwością. Brakowało mi prawdziwej i szczerej modlitwy, spotkania sam na sam z Bogiem obecnym w Eucharystii. Przed Eucharystią pragnęłam bardzo się wyspowiadać. Czekając w kolejce prosiłam Boga o otwartość serca i przeżycie na nowo tego sakramentu. Kilka minut przed Eucharystią ksiądz wyszedł z konfesjonału. Sprawiło to, że poczułam lekki niepokój. Ten czas miał być dla mnie oczyszczeniem i przyjęciem Pana Jezusa z  czystym sercem. Podczas Eucharystii prosiłam Boga by ksiądz przyszedł i  mnie wyspowiadał. W końcu moja modlitwa została wysłuchana. Przeżyłam cudowną i owocną spowiedź, podczas której nie mogłam powstrzymać łez. Pierwszy raz Bóg otworzył moje serce na swoje działanie, co sprawiło, że dalsza modlitwa przepływała w radości serca. Chwilę po tym prowadzący powiedział, że Bóg przychodzi do osób czujących się niechcianymi i  niekochanymi przez swoich rodziców. W jednym momencie całe moje ciało zaczynało drżeć, nogi mi się uginały i natychmiast upadłam na podłogę. Wtedy poczułam jak bardzo Bóg mnie kocha. Mimo wielu zranień, jakich doznałam ze strony rodziców, on był wtedy przy mnie. Poczułam, że on jest i bardzo mnie kocha. Za tak wielką jego miłość, chwała Panu!

Monika


Po raz pierwszy na TWU zabrał mnie mój chłopak 2 lata temu. Od tego czasu jeździmy na każde spotkanie. Jednak podczas ostatniego – XXII wieczoru - stało się coś niezwykłego. Już podczas Mszy św. czułam, że coś jest ze mną nie tak. Czułam, że jestem obecna tylko ciałem, a moja dusza i myśli są gdzieś daleko. Próbowałam wsłuchać się w słowa kapłana, jednak ciągle coś mnie rozpraszało. W myślach prosiłam Jezusa, aby pomógł mi się skupić. W pewnym momencie dziewczyna, która stała przede mną upadła – zasnęła w Panu. Wtedy pomyślałam, że ja też chciałabym poczuć, że Jezus jest. Może nie tak spektakularnie. Chciałam tylko niewielkiego dotknięcia. Modliłam się o to. Chciałam choć przez chwilę poczuć Jego obecność w sobie. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w  modlitwie. Wtedy z moich oczu popłynęły łzy tak gorące, że aż paliły mnie w policzki. Moje ręce zaczęły drżeć tak, że nie mogłam nad nimi zapanować. Podniosłam głowę. Właśnie osoba prowadząca wypowiadała słowa, że Jezus zwraca się teraz do osób, które poczuły przez chwilę Jego obecność ale On chce być w nich przez cały czas. Znów zamknęłam oczy i  poczułam jak wlewa się we mnie ogromne ciepło. Od czubka głowy do samych stóp. Ogromna moc Jezusa wstąpiła we mnie. Pan mnie dotknął. Wybuchłam płaczem ale w sercu czułam, że Bóg właśnie przytula mnie do siebie, że mocno mnie kocha. To wyjątkowe doświadczenie wzmocniło moją wiarę. Teraz każda Msza św. jest dla mnie cennym darem, bo mogę się spotkać się z  Nim w Eucharystii. Z niecierpliwością czekam na każdy następny Tyski Wieczór Uwielbienia, który umacnia moją wiarę i miłość. Chwała Panu!

Żaneta, 20 lat


Od wielu lat jestem w procesie nawracania i zbliżania się do Boga. 5 lat temu przeżywałam Seminarium Odnowy Wiary, w czasie gdy mój syn miał Komunię Świętą. Z uwagi na liczne zniewolenia byłam daleko od Boga. Moja dusza była dręczona lękami, natręctwami. Mój umysł był bardzo dręczony praktycznie cały czas, a szczególnie podczas Mszy Świętych. Nie wiem czy to było piekło czy czyściec. Dalej nie jest mi łatwo – wciąż brakuje mi całkowitego uwierzenia i zawierzenia Jezusowi oraz całkowitego oczyszczenia. Podczas XXI wieczoru uwielbienia wyjechałam po moją matkę, aby ją odebrać i poczułam wtedy, jak bardzo ta relacja wciąż jest chora. Nie wybaczyłam jej opuszczenia emocjonalnego, braku miłości i  krzywd. Podczas tamtego wieczoru zamiast skupiać się na modlitwie, zastanawiałam się czy zdążę do spowiedzi, do której ostatecznie faktycznie nie zdążyłam. Po odwiezieniu mamy czułam niedosyt ogromy. Wróciłam do kościoła, który był już pusty tylko w konfesjonale „czekał” na mnie ksiądz. Płakałam, że nie wybaczyłam matce... dał mi chusteczkę. Po tamtej spowiedzi relacja z mamą uległa ogromnej poprawie. Potem byłam na modlitwie o uzdrowienie u ojców Franciszkanów, gdzie do koszyczka wrzuciłam prośby o uwolnienie od potężnych natręctw. Będąc w Stryszawie na Zesłaniu Ducha Świętego doznałam ogromnej mocy jego działania. Poczułam czystość, jakiej nigdy przedtem nie miałam w sobie (nie pamiętam). Potem znów poczułam zło, które chce do mnie dojść. Zadzwoniłam do znajomego egzorcysty, który powiedział, że tak to na razie będzie. Podczas XXII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia siedziałam w  kaplicy. Słyszałam potężne krzyki szatana podczas uwalniania wielu ludzi. Czułam strach a zarazem bezpieczeństwo. Wyłączyłam się. Nic nie czułam, denerwowało mnie nadmierne światło, brak bliskości Najświętszego Sakramentu. Siedziałam. Słuchałam, czy może w końcu Bóg do mnie przemówi za moją wytrwałość! Nic takiego nie następowało. Nawet nie płakałam jak to zwykle bywało na takich Mszach. W pewnym momencie usłyszałam, że Pan Jezus przyszedł do wszystkich serc. Pan Jezus przyszedł do mnie, docenił moją wytrwałość, poświęcenie. Poleciały mi łzy uzdrowienia, które płyną również teraz, jak to piszę. Zrozumiałam, że ta moja droga ma taka być. Samotne wychowywanie dziecka... Poczułam, że chcę kochać moją mamę. Modliłam się o wybaczenie krzywd wyrządzonych sobie samej, krzywd zadanych przez byłego męża, przez matkę, ojca, brata. Prosiłam o umiejętność akceptacji mojej sytuacji. Wiem, że moja droga nie będzie łatwa bo byłam po drugiej stronie a zło nie chce odpuścić. Mimo to chwała Panu!

Elżbieta, lat 42


Na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam za namową starszego syna.. Nie byłam zorientowana do końca, na czym to polega. Pojechałam trochę z  ciekawości, aby przy okazji prosić Boga o błogosławieństwo dla młodszej córki i zięcia, którzy właśnie stracili swoje dzieciątko (poronienie). Byliśmy wszyscy bardzo przejęci tym faktem. Przyjechaliśmy z daleka – aż z Włoszczowej. Po Mszy św., kiedy zaczęła się modlitwa uwielbienia i  usłyszałam pierwszą manifestację złego ducha, pomyślałam, że to nie żarty, że to się dzieje naprawdę. Poczułam ogromny strach i wróciły wspomnienia sprzed dwóch lat, kiedy zajmowałam się kartami Tarota. Nie trwało to długo, a nawet bardzo krótko. Miałam wtedy trochę skomplikowane życie i 42 lata. Szybko jednak spaliłam wszystko, co związane było z wróżbami. Kiedy ksiądz przechodził pośród ludzi z Panem Jezusem, sama nawet nie wiem kiedy stanął obok mnie i zrobił nade mną znak krzyża. Nie potrafię powiedzieć, co się działo, bo cały świat wirował mi w głowie. Miałam w sobie ogromne ciepło.. Modliłam się gorąco i błagałam o przebaczenie. W tym momencie usłyszałam głos: „Anna 42 lat wróżyła z kart Tarota, ale krótko. Pan jej przebacza”. Radość, która mnie ogarnęła była tak ogromna, a nade mną – jakby śpiew aniołów. Nie potrafiłam skupić się na modlitwie. Jedno, co potrafiłam z siebie wydobyć, to słowa: dziękuję, dziękuję Ci Boże. Po długiej chwili inaczej już mogłam uczestniczyć w dalszej modlitwie – bardzo przejęta i  skupiona. Po powrocie do domu, przez co najmniej tydzień towarzyszyły mi łzy radości. Dziękuję, dziękuję Ci Boże. Chwała Panu.

Anna


Chciałabym podzielić się swoim przeżyciem z XXII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Choć nie doznałam żadnych spektakularnych darów, a modlitwę przeżyłam raczej w pokoju i ciszy, Bóg bardzo mnie umocnił. Pojechałam w  konkretnej intencji, modląc się o ponowne nawrócenie bliskiej mi osoby i  w paru innych intencjach. Przez cały czas modlitwy w głębi duszy chciałam, aby sam Jezus odezwał się do mnie, skierował słowa pokrzepienia i otuchy, powiedział, że spełnia moją gorącą prośbę. Z  czasem moja nadzieja zaczęła słabnąć, ale ja nie ustawałam w uwielbieniu i prośbach. Słowa kierowane  do innych ludzi uświadamiały mi, że oni mają o wiele ważniejsze problemy i troski i mają pierwszeństwo. Gdy na koniec usłyszałam słowo kierowane do wszystkich wiernych, że Pan wysłuchał naszych modlitw i nikt nie pozostanie bez odpowiedzi czy poczucia odrzucenia, poczułam jakbym dostała skrzydeł. Ogarnął mnie pokój i miłość do Boga i ludzi, którzy mnie otaczali. Więc jednak wysłuchał! Nie pozostałam bez odpowiedzi! Te słowa bardzo umocniły moją modlitwę. Będę o nich zawsze pamiętać i przypominać sobie o Bożej obietnicy w chwilach zwątpienia. Z największą radością i ufnością poczekam, aż Bóg zgodne ze swą wolą będzie działać w życiu bliskiej mi osoby. Zawsze już będę pewna, że Pan się troszczy. Chwała Panu!

Adrianna, 19 lat


Historia mojego życia wydaje się być skomplikowana, ale tylko do czasu kiedy zrozumiała,że w tej całej bieganinie najważniejszy jest Bóg i Jego wola. Wszystko zaczęło się od momentu kiedy z zakładu pracy wywiozła mnie karetka z podejrzeniem zawału. Praca po 12 godz. dziennie w ciągłym stresie, mobing w najgorszych możliwych jego aspektach...nie było mi łatwo. Po tym incydencie 2 m-ce spędziłam na L4. W tym czasie moje modlitwy i msze o uzdrowienie na które uczęszczałam do Jaworzna kierowałam w jednej intencji (jak to robiłam już od ponad 2 lat) o dar macierzyństwa - nie zostałam wysłuchana pomimo usilnych próśb - ale otrzymałam coś znacznie potrzebniejszego mi w tym obecnym czasie...dar spokoju, wyciszenia. Moje relacje z bliskimi nabrały ciepła i  zrozumienia. Jadąc na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia owszem modliłam się o dzidziusia, ale przede wszystkim o to abym mogła udźwignąć Wolę Bożą i  przyjąć ją z pokorą. Podczas tej modlitwy poczułam ogromne ciepło, które rozchodziło się po całym moim ciele - pomyślałam wtedy - przecież ja nie jestem godna aby doświadczyć takiej łaski jaką opisują nieliczni -  to się zdarza tylko wybranym osobom - ja z pewnością do nich nie należę. Wówczas powiedziałam w duchu: Jezu ja nędzna Twoja istota, mamy tylko 2 ręce zabierz je i proszę zrób nimi coś dobrego. Są Twoje, kieruj nimi. Później pamiętam tylko,że zdążyłam powiedzieć do męża, że robi mi się słabo. Kiedy odzyskałam przytomność byłam już na dworze. Jednak było mi tak dziwnie - miałam świadomość, że nie potrafię ustać na nogach i mając szeroko otwarte oczy nic nie widziałam. Przestraszony mąż wlókł mnie do samochodu, a ja tylko powtarzałam,że nic nie widzę. kiedy byliśmy już przy samochodzie wzrok wrócił i ja zapragnęłam wrócić do Kościoła...tak też uczyniłam,ale w duchu powtarzałam sobie,że to Bóg mnie wyrzucił z Kościoła, że nie jestem godna tam być. Stanęłam więc przed drzwiami wejściowymi i wtedy zdarzył się cud usłyszałam głos Kapłana : "Edyto nie bój się Bóg kocha Cię bardziej niż myślisz..."wiedziałam,że to było do mnie, po to abym uwierzyła. To spotkanie umocniło moją wiarę, zaczęłam się więcej modlić. Po raz drugi zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską - tym razem w intencji nie rodzicielstwa a pracy - nowennę zaczęłam w poniedziałek a w czwartek dostałam wypowiedzenie - wytrwałam w modlitwie i dziś mam już inną pracę, gdzie nikt mnie nie poniża i mogę spokojnie pracować. Jak widać Bóg spełnia marzenia i daje po 100-kroć więcej niż prosimy, jeśli tylko Mu zaufamy i wytrwamy w modlitwie. A ja MU ufam bo odczułam jaki jest wielki w swoim miłosierdziu i wiem, że cokolwiek się dzieje, dzieje się za Jego przyczyną - i nie ma złego co by na dobre nie wyszło. Chwała Panu !

Edyta 27 lat




Pomoc duchowa